niedziela, 26 grudnia 2010

Info.;D

Piszę coś nowego, nie wiem czy wyjdzie czy też nie. Ale jeżeli jest ktoś chętny to zapraszam do czytania. Wiem, że to "My life.." nie wyszło zbytnio ale pierwszy raz napisałam tyle rozdziałów. To jest dla mnie cud..xD
Więc zapraszam kochani.;P
http://onlyone-wish.blogspot.com/

środa, 22 grudnia 2010

21 rozdział..koniec..

..Do naszego pokoju wszedł Tarner zaczął krzyczeć podniósł najpierw mnie z łóżka i uderzył a następnie zrobił to samo z Niko tyle, że dwa razy mocniej. Przerażona płakałam. Mężczyzna wyszedł, a ja od razu pobiegłam do chłopaka. Musiało to niezmiernie boleć. W kieszeni poczułam jakąś wibrację. Okazało się iż mam telefon komórkowy. ``Jak mogłam być tak głupia``. Pisało mama. Napisałam do tej kobiety sms-a. Mniej więcej o całej tej sytuacji. Doszło. Chciałam wybrać numer na policję dyktowany przez Nikodema ale rozładowała się bateria. W jednej chwili przypomniało mi się dużo rzeczy. Lecz tylko jeden widok był w mojej głowie. Pewien wypadek. Wielokrotnie pytałam o niego chłopaka ale ten nic nie wiedział.
Po paru tygodniach ciężkiej pracy, porywacze udali się na jakieś spotkanie. A do naszego pokoju wszedł chłopak w kapturze. Patrzył w ziemię, a następnie zdjął go z głowy. Ten widok totalnie mnie zamurował. Znowu zobaczyłam ten wypadek samochodowy. Tym razem wiele więcej. Odtworzyła mi się przeszłość. Uratowałam jednego chłopaka a ten..on..ja go zostawiłam. To nie możliwe. Tyler tak to on. Umarł na moich oczach a teraz się zjawia.? To nie normalne. Czułam się jak gdybym zwariowała. Sądziłam, iż to tylko sen lub dziwne urojenia. Rzeczywistość była inna. To właśnie on dzwonił i życzył mi udanej śmierci. Teraz to ma sens. Groźba, choroba i porwanie. Co dalej.? Śmierć.? Czy męczarnia do końca życia.? Zaczęłam płakać jak jakaś idiotka. On się uśmiechnął i powiedział, że będę tu gnić. Dosłowne jego słowa. Dodał, iż Nikodem jest im nie potrzebny dlatego mogą go wypuścić..w zamian za ciszę. Ten nie zgodził się.
-Niko, proszę nie marnuj sobie tak życia. Idź, bądź wolny, błagam.-musiałam coś na to poradzić.
-Nie Lola. Zostanę przy tobie..chociaż nie wiem czy to jest warte.
-Co proszę.?
-Spójrz gdzie my jesteśmy.
-Tak miało być rozumiesz. Ja go nie zdołałam ocalić. Dziwnym trafem żyje. To teraz się zemści.
-Zemści się na nas.
-Nie, na mnie. Proszę idź. Będę pamiętać o tobie zawsze. Żegnaj.
-Ale..
-Żegnaj.
Łzy napłynęły mi do oczu. Pocałowałam go. A Tyler wyprowadził zakładając przy tym chustkę na oczy. By nic nie widział. Gdy odwiózł moje jedyne wsparcie. Zaczął mieć do mnie wyrzuty. Krzyczał. Mówił coś o porwaniu jeszcze jednej osoby.
-Tak, kochana siostrzyczko. Jeszcze powinienem porwać go.
-Kogo.?
-Eduardo.
-Nie znam takiej osoby.
-Nie udawaj.!
-Nic nie pamiętam dosłownie.
-Hmm..powinienem to zrobić. Ale w końcu to twoja miłość.
-Tak.? Ja kocham Nikodema.
-Przestań.
-To zrób jak chcesz. Ja nikogo nie znam o tymi imieniu.
-A to zdjęcie ci coś mówi.?
Z kieszeni wyjął fotografię tego chłopaka. Faktycznie. Przypomniało mi się. To on pomagał mi uratować jednego kolesia z rozbitego samochodu. Przeżywaliśmy ze sobą ciekawe ale i bolesne chwile. Po kilku minutach milczenia. Ze szklistymi oczami zaczęłam mówić.
-Już sobie przypominam. Nie rób mu nic.
-Właśnie tego się obawiałem, że będziesz mnie zatrzymywać.
-I co w związku z tym.?
-Jednak to zrobię. Zdechniecie tu razem.!
Wyszedł trzaskając drzwiami. Znowu się rozbeczałam. Było mi bardzo słabo. W pewnej chwili do okna sypialni ktoś zapukał. Szybko podbiegłam. Był to on. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pierwsze to, że tu przyjechał. Drugie jak trafił w to miejsce. A trzecie, iż nie było psów. To była w teraźniejszości moja nadzieja. Wyszłam i uciekliśmy. Chłopak zaczął mi opowiadać jak tam trafił i dlaczego to zrobił. Największą uwagę przywiązałam do słów takich jak `Kocham cię`. Osłupiałam. Jechaliśmy sporo czasu. Eduardo odwiózł mnie do domu bym mogła opowiedzieć o wszystkim mamie i bracie. Którego ponoć mam. Tak więc zrobiłam. Gdy wieczorem wyszłam na dwór Ed miał dla mnie prezent. Były to dwa bilety do Meksyku. Z samego rana tam wyruszyliśmy. Płynęliśmy promem. I to tam zorientowałam się iż on jest tą częścią mnie. Tą drugą połową serca, której było mi tak brak. Niesłychanie się cieszyłam z tej podróży. Do czasu gdy w pewnej chwili kapitan nie zaczął nadawać komunikat o jakiś problemach technicznych. Sądząc, że to nic poważnego radowałam się chwilami spędzonymi z tym chłopakiem. W pewnej chwili poczułam, iż się przechylamy. `Statek tonie`.!! Słyszałam przebiegających obok mnie ludzi. Wtuliłam się w ukochanego wyszeptując `Jesteś moim życiem, kocham cię`..

_______________________________________
Koniec .
Wiem mało tych rozdziałów.
Ale ja jak mam coś robić to do końca i dobrze.
Może napiszę coś innego. Ale będzie mi ciężko, bo chcę najpierw mieć jakiś pomysł a nast. wymyślać resztę.
Wydaje mi się iż całkiem nieźle mi to wyszło..hmm..dobra mniejsza o większość.
Dziękuję tym co są i co byli. A wiadomo [..] tych co zostawili.
KOCHAM WAS.;**

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Wybaczcie..;(

Chciałam was przeprosić za opóźnienie z rozdziałem.
Prawda jest taka, że komputer mam zepsuty, i brak pomysłów.
Dużo nauki bo złe oceny mam strasznie.
W święta dodam..raczej..
Sorka.;***

sobota, 11 grudnia 2010

20 rozdział.

Jakimś dziwnym trafem nie obudziłam się w szpitalu. Czy to normalne.? Osoba potrącona przez auto trafia tam gdzie nie powinna. Coś jakby porwanie. Nie wiedziałam gdzie jestem. Byłam zamknięta w jednym z pomieszczeń małego domku, zobaczyłam w nim też chłopaka. Kompletnie nie wiedziałam kim on jest. Lecz po chwili milczenia zorientował się że nie śpię i podbiegł do mnie. Zaczął coś mówić, że cieszy się z mojej pobudki. Robiłam koszmarne miny co zauważył. Siedziałam bez ruchu nie odzywając się. Ale nieznajomy wciąż coś mówił. W końcu zatrzymał się i spojrzał podejrzliwie na mnie.
-Lola.-zaczął stłumionym głosem.
-Jaka Lola.?-zastanawiałam się co on gada. Jaka Lola do cholery.? Czyżbym była to ja.? Nie możliwe, a jednak.? Miałam pustkę w głowie prócz wczorajszego wieczoru.
-Czy dobrze się czujesz.?
-Kim ty jesteś.?
-Skarbie to ja Nikodem.
-Nie znam cię, odejdź.
-Cholera, straciłaś pamięć. Porwali nas..
-Kto.?
-Jacyś obcy ludzie. Kochanie ja jestem twoim chłopakiem, wczoraj spacerowaliśmy i wpadłaś pod samochód.
-Nie przypominam sobie. Mam totalną pustkę w głowie.
-Nie przejmuj się, amnezja powinna po jakimś czasie ustąpić.
-Dobrze. Boję się tu być.
Nikodem, mocno mnie przytulił. Jestem jego dziewczyną.? Czy to prawda.? On jest śliczny ale wydaje, mi się że nie jest jedyną osobą w moim sercu. Strasznie bolała mnie głowa. Więc położyłam się. Niestety na marne. Do pokoju gdzie jesteśmy przetrzymywani wszedł jakiś tajemniczy mężczyzna. Wziął mnie za rękę i powiedział, że mam iść za nim, bo inaczej nie będzie miło. Wypełniłam polecenie. Przedstawił mi się idąc w kierunku jakiegoś pomieszczenia. Nazywa się Tarner i mieszka tu ze swoją żoną, która zwie się Marina. Są samotni. Nie mają rodziny a ich sprzątaczki uciekły stąd sami zaś nie umieją sprzątać. Odżywiają się jedynie suchym chlebem. Nie dlatego, że ich nie stań, lecz dlatego, że nie umieją nic robić. Są bez radni.
-Spadliście nam jak z nieba hahaha.-śmiał się Tarner, szczerze nie miałam pojęcia co od nas chce.
Weszliśmy do łazienki była strasznie brudna, to był koszmarny wygląd. Dom praktycznie był piękny ale wszystko zmieniało go tymi śmieciami. Naprawdę te osoby nie umieją nic. Zastanawiało mnie jedynie skąd mają pieniądze skoro są tacy leniwi. Tarner pchnął mnie przed siebie. Upadłam. Rozkazał sprzątać to pomieszczenie i nie marudzić. Bałam się go. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wzięłam wszystko co było przeznaczone do oczyszczenia tego syfu i zaczęłam pracę. Zajęło mi to sporo czasu. Koszmarnie się czułam. Marina zobaczywszy moją bladą twarz kazała iść do pokoju i odpocząć, ale jej partner zrobił z tego ogromną awanturę. Po czym przyszedł zobaczyć co się dzieje i wziął Nikodema oznajmując, iż on wykona dodatkowo moją pracę. Znowu zaczął się śmiać. Szybko zerwałam się z łóżka i wzięłam się do wykonania pracy nie chciałam obciążać niczym mojego chłopaka. Gdy zrobiłam wszystko co należało położyłam się na łóżko płacząc w poduszkę. Wkrótce przyszedł i Niko mocno mnie objął i powiedział,że nie da zrobić mi krzywdy. Na mojej twarzy zawitała jakaś mała iskierka nadziei..
W nocy gdy wszyscy spali postanowiliśmy uciec. Wyskoczyliśmy przez okno ale tam zaatakowały nas psy, które były bardzo groźne. Na szczęście zdążyliśmy wejść do środka. Przy tym widoku miałam jakąś wizję.? Widziałam w niej małe dwa psiaki rasy beagle. Usiadłam na podłodze pod oknem. Po chwili usłyszałam tupot nóg osoby idącej do naszego pokoju. Krzyczała, że nas zabije. Był to Tarner, mocno uścisnęłam Nikodema i patrzyłam na drzwi..

piątek, 10 grudnia 2010

19 rozdział..

Nie chciałam nikogo zranić tym co robię. Ale jak się okazało Eduardo wie o wszystkim. O tym co się tu działo. Skąd to wiem.? Mój kochany braciszek miał do mnie pretensje, iż byłam zakochana w jego przyjacielu na tyle by rzucić wszystko, a teraz łamiem mu serce. Wspomnienia wróciły. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham tego chłopaka, ponieważ było by to totalne i beznadziejne kłamstwo. Jednak on jest flirciarzem, może mieć jeszcze nie jedną dziewczynę. Możliwe, iż sobie to wmawiam, ale ja potrzebuję jakiejś osoby, która będzie przy mnie. Taka przy, której będę pewna tej miłości. Nikodem, tak go również kocham. To trudne i wręcz nie dorzeczne by kochać dwóch wspaniałych mężczyzn. Co będzie gdy któregoś dnia poproszą mnie o dokonanie wyboru.? Zamyśliłam się. W końcu skończyłam się zamartwiać i pomyślałam o czymś miłym. Właśnie się wybieram z Niko do wesołego miasteczka, by się rozerwać przed jutrzejszym pogrzebem i szczerą rozmową z Danią.
-Hej, jak się masz.?-zapytał chłopak. Nawet nie sądziłam, że jest za mną.
-W porządku, więc idziemy.?
-Jasne.
Złapaliśmy się za ręce i jak dzieci w przedszkolu podążyliśmy na miejsce gdzie było wszystko zaplanowane. Świetnie się tam bawiłam, byłam promienna co w ostatnich dniach mało się zdarzało. Na początek korzystaliśmy z karuzel które były na ogół wolne. Więc zobaczywszy karuzelę extreme od razu zaciągnęłam na nią Nikodema. Dokładnie to nie wiem jak ona się nazywała ale była straszna. Każda osoba na niej krzyczała. Sprzęt poruszał się w górę po czym robił okrąg i zlatywała w dół jak gdyby traciła panowanie nad sobą.
Gdy wrcaliśmy do domu zauważyłam połączenia nieodebrane od Eduardo. Oddzwoniłam ale niestety nie odebrał on zaś jakaś dziewczyna. Mówiła coś w tym stylu:
-Hej, nie dzwoń kotek więcej, bo to nie ma sensu.
Po czym odłożyła telefon bez rozłączenia się. Wysłuchiwałam wszystkiego co stamtąd dochodziło i nie spodobało mi się to. Zachowywali się jakby każda obecna osoba w tamtym miejscu była naćpana. Było dużo krzyków i śmiechów. Nie mogąc słuchać tego lekceważenia, rozłączyłam się. Powstrzymałam wszystkie emocje by chłopak nic nie podejrzewał. Ale gdy tylko wróciłam do domu, rzuciłam się na łóżko i łzy leciały mi bardzo szybko.
Następnego dnia wstałam bardzo szybko, to dzień pogrzebu i spotkania z ważną mi osobą od paru tygodni. Gdy dojechaliśmy na miejsce ta przykra sytuacja, która była na pierwszym miejscu uroniła łzy. Łzy nie szczęścia lecz jak zwykle łzy bólu i smutku, który występował w moim życiu jak coś czego nie może zabraknąć. To było dołujące. Po ceremonii pojechałam do Dani, bardzo się za nią stęskniłam i dobrze ją znałam dlatego od razu zauważyłam, że coś nie gra.
-Cześć Lola, miło cię widzieć, bo musimy pogadać.
-No cześć. O czym.? Miałam nadzieję, iż wszystko mi opowiesz co się tu działo.
-Nic ciekawego cię nie ominęło to jest pewne.
-Więc o co chodzi.?
-Ja czuję, że się już nie przyjaźnimy..jesteśmy koleżankami.
-Czemu tak mówisz.?
-Bo wyjechałaś pojawiły się inni ludzie, a z nimi jeszcze inni.
-Mojego brata też tak wyrolowałaś.?
-Co.? Nie, kocham Jeydona.
-Ale ze mną się nie chcesz przyjaźnić.? Dobrze wiedzieć, więc nie ma po co tu wracać.
-Zaczekaj, przepraszam.
Nie chciałam tego słuchać. Po prostu wybiegłam stamtąd jak najszybciej się dało. Przy tym potrąciwszy starszą panią, która nieźle się wściekła.
Weszłam do starego domu, to w nim wszystko było związane z bólem. To tu działy się te przedziwne rzeczy. Lecz to tu właśnie wierzyłam, że przyjaźń istnieje. Przywitałam się z ojcem, który miał również inną kobietę. To ona zastąpiła mu moją mamę i zapełniła pustkę. Była bardzo miła, więc od razu wiedziałam, iż ją polubię. Następnie poszłam do pokoju by zobaczyć co się tam dzieje. Nic nie zostało zmienione, ojciec stwierdził, że bez mojej zgody nie będzie niczego zmieniać. Natomiast chce, żeby jego obecna partnerka się wprowadziła dlatego też było by mu niezmiernie miło gdybym oddała pokój jej synowi. Zgodziłam się bez żadnego zastanowienia. Oboje obiecali mi że poznam go gdy nadejdzie pora. Ucieszyłam się i pożegnawszy oznajmiłam mamie, że chcę wracać. Gdy już dotarliśmy pobiegłam do pokoju by sprawdzić co z moim czworonożnym kolegą. Właśnie to w tej chwili zrozumiałam, iż tak właściwie człowiek jest tylko zamianą, czymś co może ranić i zdradzić a zwierze.? Ono zawsze będzie cię kochać i nie zostawi w takiej sytuacji.
Niestety praktycznie straciłam brata, ponieważ ten został u ojca. Postanowił tam zamieszkać na zawsze, dla Dani. Z jednej strony to się cieszyłam bynajmniej jego życie jest porządne. Kładąc się spać usłyszałam jak ktoś wali kamykami w moje okno. Wyjrzałam przez nie i spostrzegłam Nikodema, od razu do niego zeszłam. Udaliśmy się na spacer. Gdy przechodziliśmy przez ulicę przy lesie on zatrzymał się ja natomiast nie wiedząc o tym szłam przed siebie. W jednej chwili zauważyłam światła, które jechały wprost na mnie oraz słyszałam krzyki Nikodema było to "Nieee" ja tylko spojrzałam w jego stronę. Biegł do mnie ale było za późno..

sobota, 4 grudnia 2010

18 rozdział..

Co mnie najbardziej zastanawiało w obecnej chwili.? Chyba, to że nie skończyłam tego pocałunku. Tylko dałam się porwać chwili. Nikodem daje mi wiele szczęścia. Ale co z Eduardo.? Co z moim chłopakiem. No tak skończyłam i z tym związkiem. Były powody dla których właśnie tak to się potoczyło. Ale czy to znaczy, że on mnie nie kocha.? Trudne pytanie. W swoim życiu tylko takie umiałam zadawać. Nie jedna osoba sobie teraz myśli "Ta dziewczyna ma zarąbiste życie, oraz powodzenie" rzeczywistość jest inna. Choroba. Ojciec pijak. Brak miłości. Drugiej połówki, która obieca mi świetlaną przyszłość. Nie mogłam i tego doczekać. Czy proszę o tak wiele.? Z całą pewnością nie. Dziś postanowiłam się ogarnąć i zapomnieć o wszystkich problemach. Liczyło się tu i teraz. Umówiłam się z Niko by pospacerować ze swoimi pupilami. O godzinie `14` wyszłam z domu. Z chłopakiem spotkałam się przy jego domu. Dużo rozmawialiśmy co spowodowało, że zapomniałam o tym co nie miłe. Sprawiło to, chwile, w których jeszcze byłam wyluzowaną i pełną życia 16-sto latką. To nie wiarygodne co choroba robi z człowiekiem. Zmienia go na dobre. Bez żadnych skrupułów..
W pogawędce znowu zadzwonił do mnie telefon. ``Chyba go wyrzucę.!``
Dzwonili ze szpitala. Zrobiłam wielkie oczy i odebrałam.
#rozmowa#
-Tak słucham.?
-Czy mam przyjemność z Lolą Beth.?
-Tak.
-Witam, jestem House, lekarz pobliskiego szpitala. Dzwonię by panią poinformować o dość nie przyjemnej sytuacji. Dziś Luke Pas zmarł. Zadzwoniłem akurat do pani, iż był to ostatnio wybierany numer jak i zresztą najczęściej. Proszę o zawiadomienie chłopaka rodziny.
-Zaraz, zaraz. Umarł na tę..chorobę.? Panie doktorze ja nie znam rodziny zmarłego niestety nie pomogę.
-Więc proszę wybaczyć. Do widzenia.

Rozłączył się. A ja usiadłam na ziemię i byłam niedostępna przez parę minut. W końcu Niko zareagował. Nie wiedział co mi jest i dlaczego akurat tak się zachowuję. Zapytał mnie w najmniej oczekiwanej chwili:
-Co się stało.?
-Mój kolega zmarł. Był chory na to co ja.
-To znaczy.?
-AIDS.!
-Cholera.! Lola ja zrobię wszystko być była zdrowa.
-Nie da się nic zrobić. I dlaczego ci tak zależy.?
-Ok, dusiłem to w sobie o paru dni, ale..
-Smilee, wracaj.!!

Nie dałam mu dokończyć, iż mój pies jakimś cudem się zerwał i zaczął biec w kierunku lasu. Złapał go jakiś chłopak. Bardzo się ucieszyłam do czasu gdy nie zorientowałam, się że to Dudu. Wziął go na ręce i niósł w moją stronę. Jego twarz pryskała gniewem.
-Co ty tu robisz.?-spokojnie zapytałam, biorąc psa.
-Nie podziękujesz mi.? Dobra, musimy porozmawiać.
-Mów.
-Przy nim.? I kto to w ogóle jest.?
-Przyjaciel.
-Ach..i to od niego masz futrzaka.?
-Nie ważne, mów co chcesz..
-Na osobności.
-Spoko koleś już sobie idę, wyluzuj. Pa Lola później dokończymy..
-Pa.
-Kocham cię, czy to tak mało.?
-Nie, ale nie jestem tego pewna te twoje słowa.
-One nic nie znaczą.
-Ale to bolało.! Zrozum.!
-To nie moja wina.
-Więc czyja.?
-Dziś się dowiedziałem, że w soku, który piłem była heroina..
-Ćpasz.?
-Nie.! Ktoś mi to wrzucił.
-Dobre wytłumaczenie. Muszę iść do domu.
-Wysłuchaj mnie.
-Muszę iść.

Już się odwróciłam i chciałam biec, ale on złapał mnie za rękę, która była pokaleczona. Wydusiłam z siebie ``Ałaa``. Odwróciłam się, a Eduardo zaczął zdejmować mój opatrunek.
-Zostaw to.!
-Coś ty robiła.?
-Moja sprawa.
-Czemu to zrobiłaś.?
-Miałam swoje powody teraz idę..

Pobiegłam do domu. Zaniosłam psa do swojego pokoju i wyszłam na dwór. Moje myśli były teraz pochłonięte przyjaciółką. Nie mam z nią żadnych kontaktów. Bardzo mi jej brak. Bynajmniej by mi doradziła, pomogła. Niedługo pogrzeb Luke nie ma mowy bym nie poszła. Chodziłam sporo czasu po podwórku. ``Sama nie wiem co robić, Boże pomóż.`` To takie trudne. Usiadłam w zasadzie położyłam się na ziemię i spoglądałam w gwiazdy.
-Mieliśmy coś dokończyć no nie.?-usłyszałam Nikodema.
-Tak właśnie.
-A więc..ehm..Lola ja cię kocham. Gdybym mógł, oddał bym za ciebie życie. Albo i nawet zachorował na to co ty.
-Nie prawda. To nic fajnego.
-To jest miłość. Wiem, że ty do mnie nic nie czujesz. Ale ja do ciebie coś pięknego.
-Nikodem proszę daj mi wszystko poukładać. Ten Eduardo..ja nie wiem co teraz.
-I dlatego się przez niego cięłaś.?
-Nie zrozumiesz.
-Chcę zrozumieć. Daj mi się kochać.

To było takie dziwne. Chciałam, ale co jeżeli nie wyjdzie.? Kiwnęłam tylko głową..życie jest krótkie muszę zobaczyć i przekonać się co do miłości..

piątek, 3 grudnia 2010

17 rozdział..

Na ziemi leżały dwa małe psiaki..Były one same. Ktoś najwidoczniej je tu przyniósł, iż nie chciał mieć przyjaciół. Wzięłam je na ręce i zaproponowałam koledzy by wziąć szczeniaki. Ale najpierw psy musiały poczuć, iż my im pomożemy. Oboje wzięliśmy je do weterynarza, który je zaszczepił po czym oznajmił, iż są one zdrowe. Od dziecka chciałam mieć psa lecz ojciec był alergikiem dlatego nie było mowy o czworonogu.
Najpierw zadzwoniłam do mamy by się zgodziła na ten krok. Ona wesołym oznajmiła, że nią ma nic przeciwko. Uradowana kupiłam wszystko co było potrzebne dla tego zwierzęcia i pojechałam do domu. Drugiego wziął Niko, który zrobił to samo. W pokoju położyłam się na łóżko spoglądając na nowego członka rodziny.
-Hmm..jak by cię tu nazwać.?

Miałam problem z nadaniem imienia psu. Po chwili patrzenia wpadło mi coś do głowy.
-Smile..tak to jest to. Będziesz się nazywać Smile.

Zapewne nie jedna osoba zastanawia się dlaczego nazwałam go akurat tak. Dlaczego niby "Uśmiech".. Odpowiedź jest jedna. Psiak zjawił się w chwili gdy wszystko zostało stracone, wtedy powróciło szczęście na mojej twarzy.
W końcu udowodnił, iż jest tu przy mnie i głośno zaszczekał po czym próbował wskoczyć na łóżko. Niestety nie udawało mu się dlatego że jest zbyt mały. Pomogłam mu w tym i zaczęłam się z nim bawić. Następnie wybraliśmy się na krótki spacer. Świetnie się bawiłam..do czasu gdy nie zadzwonił do mnie telefon. Był to Eduardo. Nie odbierałam lecz po paru próbach zrobiłam to. W końcu musimy sobie wszystko wyjaśnić.

#rozmowa#
-Hallo.?
-No Lola nareszcie odebrałaś. Już się martwiłem.
-Nie potrzebnie.
-Wiesz, że cię kocham i zawsze będę się troszczyć.
-Nie.! Przestań.! Proszę..
-Co ja takiego zrobiłem.? Jesteś na mnie zła.?
-Ciebie to nie obchodzi.
-Jak to nie.? Co to za pomysły.? Czy coś się tam stało.? Ktoś ci coś powiedział.?
-Nie. Akurat twój głos odróżnić umiem.
-Ale co to ma do rzeczy.?
-Jeszcze się nie zorientowałeś.?
-Ale z czym.? Lola do cholery, nie trzymaj mnie w niepewności.
-Wczoraj na dyskotece..
-Co.?
-Nie przerywaj. Wiem co się tam działo.
-To znaczy co.?
-Byłeś pijany.?
-Ech, tak nic nie pamiętam..
-To najpierw się zastanów gdzie chodzisz. Ach no tak jesteś singlem..więc kazań ci nie muszę udzielać.
-Jak singlem.? Przecież jesteśmy ze sobą no nie.?
-Wczoraj przekonywałeś inne, że jesteś samotny. Mam tego dość. Bóg wie co tam się jeszcze stało..
-Przysięgam, że nic. Wybacz..
-Masz pewność..?
-Niestety..
-Właśnie, żegnaj.
Rozłączyłam się, a następnie udałam do domu. Pies był pełen życia to jeden plus. Zostawiłam go u siebie w pokoju. Wzięłam jakąś szmatkę i udałam się do łazienki. Wykąpałam się a trwało to sporo czasu. Następnie tak jak dzień przed usiadłam pod oknem. Wzięłam żyletkę i przejechałam sobie po ręce. Jeszcze wczoraj sądziłam, iż jest to ból do niezniesienia. Dziś spostrzegam to jako ucieczkę od problemów. Czy to się da naprawić.? Nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Teraz dawało mi to przyjemność. Gdy skończyłam wyrzuciłam brudne szmatki i zmieniłam sobie opatrunek. Po czym poszłam do pokoju. Psina czekała pod drzwiami, więc wzięłam go na dwór. Tam spotkałam Nikodema, siedział na ziemi spoglądając w niebo. Podeszłam do niego.
-Hej.-wstał od razu, witając się.
-Cześć, co tu robisz.?
-Rozmyślam, a ty.?
-Wyszłam z psem.
-Ach tak..
-Smile wracaj tu szybko.!!
-Smile.? Hmm..
-Tak.. A ty ja nazwałeś swojego.?
-Jeszcze jest bezimienny.
-Ajj..
-Nie mam pomysłu.
-Może jutro razem pomyślimy nad tym.?
-Ok.
-A teraz chodź..
-Gdzie.?
-Coś ci pokażę.
-Ale..ale..pies..
-Idź go zaprowadź do domu i zaraz wróć.

Tak zrobiłam. Byłam bardzo ciekawa co chce mi pokazać i gdzie idziemy. Przyszłam. Niko zasłonił mi oczy chustką, złapał za dłoń i prowadził w tajemnicze miejsce. Gdy dotarliśmy odsłonił mi je. To co przygotował było niezmiernie piękne. Łzy napłynęły mi do oczu. "Nie płacz Lola, nie teraz. To nie odpowiednie miejsce." Z trudem powstrzymałam się od płaczu. Mocno go przytuliłam. Ale to nie wszystko. Chłopak zaprowadził mnie bym usiadła sam też to zrobił. Następnie wziął gitarę i zaczął grać. Teraz już się wzruszyłam na dobre. Po moim policzku płynęły łzy.. Niko odłożył instrument i zaczął ocierać moje łzy.
-Słuchaj..nie chcę byś płakała. Robię to byś była szczęśliwa. I sprawia mi to frajdę.
-Nie wierzę ci..
-Co mam zrobić byś uwierzyła.?
-To ty powinieneś wiedzieć.

Nikodem po woli się do mnie zbliżył i zaczął całować..

czwartek, 2 grudnia 2010

16 rozdział..

Chodziliśmy bardzo długo. Okazało się, że Niko jest miły i uczy tańca jakim jest hip-hop. Świetnie się z nim bawiłam. Było dużo śmiechu.W pewnej chwili zadzwonił do mnie telefon. Był to Eduardo.

#rozmowa#
-Hej skarbie jak się masz.?
-Hej, dobrze.Tu jest pięknie.
-Aha, no u mnie też. A co teraz robisz.?
-Nic takiego, a ty.?
-Poznałem parę osób i wybieram się..
-Na impreze.?
-Tak, muszę się troche rozerwać. Chyba nie jesteś zła.?
-Nie, jasne że n-i-e..
-Cieszę się. A dobrze się czujesz.?
-Lepiej nie mogłam. Muszę kończyć pa.
-Pa..kocham c..

Rozłączyłam się. Idzie na dyskotekę z jakimiś nieznanymi mu osobami. Życie, życie, życie. Przeznaczenia nie oszukam więc gdy ktoś mu się spodoba będę musiała powiedzieć trudno. Tak naprawdę to będę szczęśliwa jeżeli zakocha się w kimś innym. Ja niedługo umrę, a on musi sobie ułożyć życie. Po policzku spłynęła mi łza.
-Czy coś się stało.?-Nikodem od razu zareagował.
-Mój chłopak idzie na dyskoteke..
-Nie martw się to tylko..
-Nie..nie tylko. To wiele znaczy. Zresztą kto by kochał osobę, która może w każdej chwili umrzeć.
-Jak to umrzeć.? Hmm..w końcu każdego przecież spotka śmierć.
-Ty nie rozumiesz. Jestem chora.
-Na co.?
-To już jest nie ważne.
-Dla mnie ważne.
-Nie powinno..
-Dobrze, nie będę nalegał.Chodź odprowadzę cię do domu, bo już się ciemno robi.
-Ok..
-A jutro zabiorę cię na konie. Troche sobie pojeździmy, co ty na to.?
-Zgadzam się.
-No to się cieszę..proszę dbaj o siebie.
-Postaram się.

Na pożegnanie Niko przytulił mnie. Weszłam do domu. Była miła atmosfera. Wszyscy siedzieli przy stole i kosztowali dania mamy. Przy tym rozmawiali, każdy był szczęśliwy. Pierwszy raz widzę moją rodzine, która się uśmiecha, jest szczęśliwa.
-Lola, siądź do stołu.-mama zawołała mnie bym coś zjadła.
-Dobrze już idę. Jak wam minął dzień.?
-Dobrze.
-Dzieci, a jak wam się tu podoba.-wtrącił mamy przyszły mąż.
-Jest wspaniale.-odpowiedziałam.
-Tak, właśnie.
-Nie sądziłam, że tu będzie tak pięknie.
-A ja nie sądziłem, że się wam spodoba. Myślałem, że będziecie siedzieć smutni w domu. A tu oboje dopiero wrócili.
-Właśnie, a gdzie byliście.?
-Byłam z nowo zapoznanym kolegą na spacerze. Pokazał mi okolicę. To syn sąsiada, ponoć przyjaźnisz się z nimi..
-A ja byłem w skateparku. Poznałem tam parę osób. Jutro też mnie nie będzie więc się nie martwcie.
-No dobrze.
-To ja pójdę do siebie.

W pokoju włączyłam laptopa, znowu miałam wiadomości od Patricka. Był taki miły, a te wiadomości były dzikie, zrobił na mnie ogromne wrażenie. "Ogarnij się Lola". Nie mogłam..ten głos w mojej głowie nie dawał mi spokoju. Nie chciałam..nic by to nie dało..po prostu skończyłam to wszystko. Zrozumiałam, iż to dziecinne i nie dojrzałe. Nie chciałam wiedzieć nawet jak on wygląda, nie obchodziło mnie to. Smętna wybrałam numer telefonu do swojego chłopaka. Nikt nie odbierał. W końcu się dodzwoniłam. O ile można to tak nazwać. Ktoś odebrał ale nie przyłożył słuchawki do ucha. Zaczęłam słyszeć jakieś głosy, niektóre z nich zrozumiałam, wyraźnie słyszałam w tym głos Dudu i jakiejś dziewczyny.
-Ach jakiś ty piękny..
-Nie tak jak ty.
-No nie przesadzaj. Masz dziewczynę.? Bo przeczuwam, iż nie.
-Aktualnie nie.
-Mmm..

Piip..pokryłam się łzami. Co to ma znaczyć.? Te jego słowa tak raniły. Nie wytrzymałam. Poszłam do łazienki, wzięłam żyletkę, która była głęboko schowana po czym przyłożyłam ją do ręki. Jednym końcem wbiłam ją w skórę, następnie zaczęłam po woli zaś z ogromnym bólem ją przesuwać. Krew leciała strasznie szybko. "Jeszcze dziś się nie zabiję. Chcę zasmakować życia". Jedna ręka była tak zakrwawiona, że widziałam tylko czerwień. Wzięłam pierwszy lepszy ręcznik i przyłożyłam go do ran. Ciągle leciały mi łzy. Raz to z bólu fizycznego, a raz zaś z bólu psychicznego. To było takie nienormalne. Zsunęłam się na ziemię w toalecie i niespodziewanie zasnęłam.Obudziły mnie promienie słoneczne i nie zaprzeczę też ból ręki. Wykąpałam się, po czym zaczęłam szukać bandażu. Owinąwszy sobie rękę, wszystko co było od mojej krwi poszłam spalić. Nie chcę by ktoś inny się zaraził. Z domu wyszłam jak najprędzej. Nikodem już na mnie czekał. Dużą uwagę przyciągnął do niego mój bandaż. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy dlatego też skłamałam, i szybko zmieniłam temat. Udaliśmy się na przejażdżkę po lesie. Ja wybrałam pięknego białego konia, który stał zazwyczaj samotnie. Zaś Niko czarnego, był on silny i pełen energii.
-Nie sądziłam, że spotkam tu kogoś..kogoś takiego jak ty.-przerwałam głuchą ciszę.
-Takiego jak ja.? To znaczy.?
-Wspaniałego, troskliwego przyjaciela.
-Szczerze to ja też się nie spodziewałem czegoś takiego.
-A jednak czasem można być happy.
-Trzeba tylko chcieć i w to wierzyć.
-Yhym..Popatrz coś tam jest.
-Faktycznie, chodźmy zobaczyć.

Oboje zeszliśmy z koni i udaliśmy się w stronę tajemniczych dźwięków. Odsłaniając gałęzie spostrzegliśmy naprawdę coś uroczego..

sobota, 27 listopada 2010

15 rozdział..

Ten tydzień był koszmarem. Ciągle siedziałam w domu słuchając muzyki. Czasem poszłam pojeździć na desce. Ostatni dzień. Jutro wyjeżdżamy. Dlatego też zaczęłam się pakować. Wyjęłam wielkie walizki na kółkach z szafy, po czym zaczęłam wyjmować po kolei ubrania składając je przy tym. Zajęło mi to trochę czasu, iż w jedną walizkę się nie zmieściło wszystko. Ustawiłam je przy drzwiach. Wyszłam na samotny spacer. W parku spotkałam Danię również była sama więc mogłyśmy sobie szczerze porozmawiać. Do domu wróciłam późno. Od razu się wykompałam po czym poszłam spać. Budzik zadzwonił bardzo wcześnie, iż musieliśmy jechać. Zaspana wstałam, ubrałam się i zeszłam z torbami do salonu. Był niezmierny gwar więc nie czekając poszłam do samochodu. Wszystkie walizki włożyłam do bagażnika, następnie weszłam do środka, zapięłam pas i czekając na resztę rodziny przyłożyłam do okna poduszkę, usiadłam najwygodniej jak mogłam wkładając przy tym słuchawki do uszu. Niespodziewanie zasnęłam. Dopiero obudził mnie postój samochodu. Dotarliśmy na miejsce. Wychodząc z auta dostrzegłam przepiękny dom. Był jak z bajki. Do tego też świetne podwórko. Weszłam do środka nie rozglądając się poszłam do przeznaczonego mi pokoju. Zaczęłam się rozpakowywać. Gdy już to zrobiłam ubrałam się inaczej oraz umalowałam. Następnie wyszłam na podwórze by się rozejrzeć dokładniej.
-Ładnie tu co.?- Jeydon, który szedł za mną przemówił.
-Tak tu bym mogła um..ehm..
-Lola, porozmawiajmy jak dojrzałe osoby..
-O czym chcesz gadać.?
-Co się z tobą ostatnio dzieje.? Jesteś całkiem inna. Chodzisz blada. Co jest nie tak.?
-Chcesz wiedzieć.? Ale nie mów nikomu, proszę. Wszystko każdemu dokładnie opowiem w odpowiednim czasie.
-No dobrze, a teraz mów..
-Jestem chora na AIDS, nie zostało mi za dużo czasu.
-To nie możliwe. Jak to się stało.?
-Ja tylko pomogłam koledze..
-W czym.? Chorobie.?
-Nie..Otarłam mu krew brudząc się przy tym..
-Lola, ale przecież..no..ty nie możesz umrzeć. Jesteś moją najukochańszą siostrzyczką.
-Jeydon takie jest przeznaczenie.
-Tak..ale dlaczego ty..
-Mors Certa, Hora Incerta..
-Łacina.?
-Tak.
-To przetłumacz, bo wiesz, że się nie uczyłem..
-Śmierć jest pewna, ale jej godzina nieznana..
-Zgodzę się z tym..
-Będzie dobrze.
-Zobaczymy.

Brat poszedł do domu, a ja nadal rozglądałam się po podwórku. Było cudownie. Wtem natrafiłam na stadinę koni wszystkie były takie słodkie. Lecz tylko jeden przypadł mi do gustu. Może i to dziwne ale tylko jeden był wyjątkowy, stał samotnie więc podeszłam bliżej by pogłaskać go po tej długiej grzywie..
-Śliczny co.?-rozległ się męskim nieznany mi głos. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego za mną przystojnego chłopaka.
-Tak, piękny.-odpowiedziałam..
-Jestem Nikodem..często tu przychodzę więc się nie zlęknij jak jeszcze raz się zobaczymy..
-Hehe..ok..ja jestem Lola..
-Pewnie przyjechałaś tu na wakacje.?
-Tak, to dom ojczyma.
-Nie żartuj.. Więc to twój ojczym. Nieźle, mój ojciec się z nim przyjaźni.
-Serio.?
-Tak. Słuchaj może byśmy się gdzieś przeszli.? Pokazałbym ci okolice.
-Czemu nie..Za godzinę.?
-Spoko, jesteśmy umówienie.

Pobiegłam do domu by się przygotować. Niko jest śliczny. Ma przepiękne oczy. Za pare minut zobaczę czy i charakter ma tak słodki..




środa, 24 listopada 2010

14 rozdział..

..Obudziłam się w domu. Byłam położona u siebie w łóżku i przykryta ciepłą kołdrą. A przy mnie siedział Eduardo spoglądając na moją twarz.
-Witaj skarbie..Jak się spało.?-usłyszałam ten wesoły głos.
-Dobrze dziękuję.
-Cieszę się. Może wybralibyśmy się do jakiejś restauracji.?
-Chętnie jestem głodna jak wilk.
-To wstawaj królewno i pójdziemy bo mi umrzesz. Co wtedy zrobię.?

Po moim policzku spłynęła łza. Mała, krucha zupełnie jak ja. Nie chciałam słyszeć o śmierci tym bardziej, że niedługo mnie ona spotka. Dudu spojrzał na mnie dzikimi oczami. Mimo, że się nie odzywał, wiedziałam, że pyta "Co jest zgrane.? Dlaczego do cholery płaczesz.?" ale ja tylko się odwróciłam i wstałam z łóżka. Chłopak o nic nie pytał. Gdy wróciłam z toalety ubrana w swoje ulubione ciuchy i pomalowana, ukochany podszedł do mnie, złapał mnie w pasie i przyciągnął ku sobie. Po czym zaczął namiętnie całować. Tak bardzo brakowało mi jego ust. Tych słodkich różowych przyjemności. Udaliśmy się do restauracji, która wczoraj została otwarta.
-Jutro jest impreza poszłabyś ze mną.?-ciszę przerwał Eduardo.
-Jasne, czemu nie.
-Lola moi rodzice teraz zakładają farmę.
-To znaczy.? Do czego zmierzasz.?
-Czyli będę się musiał..wyprowadzić..
-Wyprowadzić.?!
-Tak na kilka miesięcy. Gdy powstanie farma wrócimy tu.
-A do kąd to byście się wyprowadzili.?
-Do Paryża.
-To strasznie daleko. Na ile mniej więcej.?
-Za tydzień by się zaczęło, a latem wrócił bym.
-Mamy mało czasu by nacieszyć się sobą.
-Ech..Wiesz, że cię kocham i będę tego związku strzegł.
-Wiem ja również cię kocham. Nie możemy pozwolić by coś się zepsuło..by ktoś nas poróżnił..
-Wiem skarbie. Trzymajmy się tego.

Wtuliłam się w jego ramię, było bardzo przyjemnie, gdy w tę dostałam sms-a od Jeydona. Pisało w nim, iż za dwa tygodnie wyjeżdżamy na wakacje. Byłam bardzo zdziwiona dlatego poszłam do domu by się o wszystkim dowiedzieć. Mama opowiedziała o naszych planach. Nie zrobiło to na mnie zbytniego wrażenia i tak Eduardo wyjeżdża, Donia jest co dnia na seji do różnego typu reklam. Dobrze mi to zrobi, miejsce jest niespodzianką co zaczęło mi się podobać.
Poszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i włączyłam mp3, leciała właśnie piosenka Eminema-No love. Lubiłam ten beztroski stan. Marzyć i niczym się nie przejmować. Życie splata nam różne figle, raz jest dobrze, lecz zaraz źle. Jako ludzie musimy umieć się otrząsnąć i pokazać, iż umiemy sobie radzić.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Nadszedł dzień gdy Eduardo miał wyjeżdżać. Spotkaliśmy się przy jego domu. Mocno się przytuliliśmy, a zaraz potem pocałowaliśmy. Odszedł, to było nasze pożegnanie na kilka miesięcy. Zapłakana pobiegłam do domu, a gdy się już ogarnęłam, udałam się do Luke. Długo u niego nie byłam. Chłopak ciepło mnie przyjął. Opowiedziałam mu o wszystkim. Gdy się dowiedział, że jestem chora poszedł do drugiego pokój. Nie odzywał się, więc wyszłam. Wzięłam deskorolkę i szłam do skateparku gdy zauważyłam brata uśmiech powrócił. Trochę poszaleliśmy mimo, że tęskniłam za swoim chłopakiem..


_____________________________________________________
Nie spodziewałam się iż to napiszę..ale coś we mnie wstąpiło jakiś pomysł i od tak..jest..xd
Ehm..;p

niedziela, 14 listopada 2010

13 rozdział..

-To dla nas...czy..?-zaczęłam mówić. Byłam pod ogromnym wrażeniem.
-Cii..nic nie mów. Te bilety kupiłem miesiąc temu. Dla siebie i osoby, którą kocham czyli dla ciebie. Wiem, że ostatnio byłem inny i nie poświęcałem tobie zbytniej uwagi ale wszystko planowałem. Wybacz mi kochanie.
-Jasne, nic się nie stało.
-Tak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie również kocham.
-Może pójdziemy się przejść.?
-Chodź zagramy w piłkę nożną. A kto przegra dostaje buziaka.
-Ale ty nie umiesz grać..
-I oto właśnie chodzi.

Oboje zaczęliśmy się śmiać, po czym udaliśmy się do domów. Zmęczona poszłam szybko spać. Obudził mnie telefon.. Przez przypadek ustawiłam na rano budzik Od razu się zerwałam i poszłam do łazienki, a następnie wybrałam się po przeklęte wyniki. Doszłam na miejsce, a lekarz tylko podszedł spojrzał na mnie biednymi oczami i wręczył kopertę. Odeszłam powoli. Strasznie się bałam otworzyć. Usiadłam na ławkę, wzięłam głęboki wdech i wyjęłam kartkę. Czytając moje oczy stawały się coraz bardziej zamglone. Łzy napływały coraz szybciej. W końcu się rozkleiłam. Byłam pewna, że nic mi nie jest, lecz pierwsze badania zostały źle odczytane. Tym razem jest dobrze. Jestem chora. Zachorowałam się małą dawką krwi osoby chorej na AIDS.? To jest straszne/ Poszłam do domu , Jeydon od razu zauważył, że coś jest nie tak. Mimo tego nie odzywał się. Poszłam do pokoju, poprawiłam makijaż po czym udałam się do kuchni.
-Mamo..-zaczęłam.
-Skarbie czy coś się stało.?
-Nie. Chciałam tylko zapytać czy mogłabym pojechać do Madrytu..z Eduardo.
-Siostra to wy już macie takie plany.? Jestem pod wrażeniem.
-Córeczko, ale przecież szkoła..
-Pojechalibyśmy na tydzień. Zwolnienie bym zaniosła.
-No dobrze. Masz moją zgodę.
-Dziękuję. Bardzo dziękuję.

Poszłam usiąść na balkon. Znowu łzy same przyszły. Nie mogę uwierzyć, że jestem chora.
-Lola.? Skarbie to ty.?-usłyszałam głos ukochanego. Szybko otarłam łzy i odpowiedziałam przy tym wstając.
-Tak.
-Słuchaj..przepraszam, ale te bilety..one..no straciły ważność.
-No tak..
-Zaraz..czy ty płakałaś.? Już do ciebie idę. Może chodź na podwórze.

Wyszłam z domu. Czekałam na bujaczce, którą razem z Jeydonem i ojcem zrobiłam parę lat temu. Po chwili przyszedł Dudu.
-Czy coś się stało.?-zaczął z troską, przy tym mocno mnie przytulając.
-Nic takiego. Eduardo..czy..ty mnie kochasz.?
-Przecież wiesz głuptasie, że tak. Skąd to pytanie.
-Chciałam wiedzieć. A gdybym była chora i bym wkrótce umrzeć.? To co wtedy.?
-Skarbie czy ty przede mną coś ukrywasz.? Jesteś na coś chora.?

W tej chwili większość osób powiedziało by prawdę. Ale, że jako ja jestem inna, zachowam to dla siebie. Powiem jak będzie taka potrzeba.
-Nie..nie jestem.-wzięłam głęboki wdech. Nienawidzę kłamać. A co jeśli by mnie zostawił..wszystko było by źle.
-Cieszę się, ale wiedz, że nawet gdyby tak było, kochałbym cię tak samo mocno. I zawsze byłbym przy tobie.

Po tych słowach zrobiło mi się lżej na sercu. Położyłam głowę na jego kolanach i zasnęłam..

sobota, 13 listopada 2010

12 rozdział..

Tydzień później..

Nie czuję się najlepiej. To, że jestem z Eduardo nic nie daje. Co dnia jest inaczej. Jakby go to nie obchodziło. To co nas łączy. Czyżby nie czuł tego co ja.? Chyba znowu mam za dużo na głowie. Zawsze sądziłam, że osoba, która mnie kocha, zrobi dla mnie wszystko. Może za mało znam Dudu. Trzeba się zastanowić nad życiem..
Do ręki wzięłam telefon, dzwonił Luke. Szybko wybrałam numer kolegi i oddzwoniłam.
-Hej jak się masz.?
-Oo hej. Dzwoniłem do ciebie.
-Tak wiem, przepraszam, ale nie słyszałam.
-Nie szkodzi. Zapraszam cię na dziś wieczór.
-A czy to jakaś wyjątkowa okazja.?
-Jeżeli można powiedzieć tak o urodzinach to owszem.
-Masz dziś urodziny.?!
-Tak, twoja obecność będzie bardzo dla mnie ważna. Mam nadzieję, że przyjdziesz.
-Ty żartujesz.! Oczywiście, że przyjdę.
-Dziękuję.
-O której mam być.?
-O której chcesz.
-Ok to pa.
-Pa..i dzięki.

Ubrałam coś na siebie po czym udałam się do muzycznego sklepu. Kupiłam koledze gitarę. Co prawda wydałam dużo pieniędzy ale zasłużył.
Wieczorem wyszłam z domu mówiąc o tym Jeydonowi. Brat właśnie nagrywał śmieszne filmiki wraz z Danią. Świetnie się przy tym bawili.
Do Luke mam nie daleko. Szłam około 30 minut.
Dotarłam na miejsce. Okazało, się iż tylko ja zostałam zaproszona. Promiennie rozmawiałam z chłopakiem.
-Proszę, to dla ciebie.-wręczyłam mu prezent.
-Dziękuję, ale nie musiałaś.
-Oj tam, to nic takiego..
-Gitara.?! Jesteś kochana.-pocałował mnie w policzek w zamian za prezent.

Uśmiechnięta udałam się do toalety by poprawić makijaż. Wychodząc usłyszałam krzyk. Szybko pobiegłam do przedpokoju. Dostrzegłam tam siedzącego na podłodze Luke. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że stłukł szklankę kalecząc się przy tym w dłoń. Bardzo mocno leciała mu krew. Wyciągnęłam z torby chusteczki po czym zaczęłam ocierać ranę.
-Nieee..!-wykrzyknął.
-Co się stało.?
-Co ty zrobiłaś..
-Otarłam ra..o Mój Boże..
-Dlaczego.?!
-Zapomniałam czy to znaczy, że..?
-Jeżeli się nie ubrudziłaś raczej n-i-e..
-A co jeśli powiem, że tak.?
-Proszę idź do szpitala. Może uda się coś zrobić.
-Ale..nie..
-Jak to nie.? Proszę jedź..chcę byś była zdrowa.
-Nie zostawię cię tak. Zaczęłam ci oczyszczać ranę i dokończę to robić.
-Lola..proszę.
-Luke nie..zrozum skończę co zaczęłam.
-A ty zrozum, że będziesz chora.! To przeze mnie. Mogłem cię nie zapraszać. Mogłem zakończyć tę znajomość.
-Nie mów tak.
-Jest to prawda..
-Dobrze idę.

Ze łzami w oczach wyszłam. Szłam w stronę szpitala przy okazji dużo nad tym myślałam. W końcu nie musiało dojść do zarażenia. Odetchnęłam jakby z ulgą, po czym weszłam do siedzącego lekarza. Mężczyzna nie był zbyt miły. Zrobił badania i kazał czekać na wyniki. Po godzinie przyszedł i oświadczył, iż wszystko jest w porządku. Odetchnęłam, a następnie poszłam do domu. Zadzwoniłam od razu do Luke i opowiedziałam o wynikach. Ten zaś kazał mi iść jutro ponownie się zbadać tym razem do innego lekarza. Zgodziłam się po czym wzięłam odprężającą kąpiel. W łóżku włączyłam laptopa i zobaczyłam wiadomość od nieznanego mi numeru. Napisał do mnie chłopak o imieniu Patrick. Okazało się że mieszka zupełnie gdzie indziej niż ja. Jest bardzo miły co zauważyłam od razu. Dopiero później zaczął mącić mi w głowie, ponieważ był wulgarny czego nie znosiłam. Pożegnawszy się z nim poszłam spać. Rano, gdy się obudziłam od razu wstałam i poszłam się przebrać. Byłam blada co trochę mnie zdziwiło. Udałam się ponownie na badania, lecz po wyniki miałam przyjść następnego dnia. W tym czasie spotkałam się z Eduardo, który był uśmiechnięty jak zawsze. Poszliśmy na plażę gdzie pograliśmy w siatkówkę. Następnie kazał zamknąć mi oczy, a z kieszeni wyjął dwa bilety do Madrytu..

czwartek, 11 listopada 2010

11 rozdział..

..Chciałam krzyczeć ale nieznana mi osoba przystawiła do moich ust jakiś materiał. Zemdlałam. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Gdy się obudziłam byłam w jakimś dziwnym i ciemnym pomieszczeniu. Było bardzo ciepło. Cała mokra wstałam z ziemi i podeszłam do drzwi. Byłam załamana czemu akurat mnie to spotkało.? Nie mogłam sobie niczego wytłumaczyć. W pewnej chwili do pomieszczenia weszła zamaskowana postać. Wypytywała o jakiegoś mężczyznę. Nic nie wiedziałam o nim. W końcu zorientowała, się że porwała złą osobę. W zamian za ciszę obiecała spokój mojej rodzinie i przyjaciołom. Zgodziłam się. Przerażona wróciłam do domu. Gdy otwierałam drzwi dostrzegłam dwa samochody jadące wprost na siebie. Zderzyły się, o mało co nie zemdlałam. Szybko podbiegłam do samochodów i w jednym z nich zauważyłam Jeydona. Pokryłam się łzami to mój brat. Z trudem otworzyłam drzwi. Z auta leciała jakaś ropa. "Cholera to paliwo.!" Szybko złapałam za Jeydona i próbowałam go wyciągnąć. Niestety nie dawałam rady. Nie spostrzeżenie przybiegł Eduardo, który pomógł mi wydostać go wydostać. Biegłam do następnej osoby uwięzionej w samochodzie. Ale nie zdążyłam. Widziałam tylko, że leży w nim Tyler. Wszystko wybuchło. Zaczęłam płakać. Nie pomogłam mu.! Eduardo podszedł do mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego po czym odeszłam. Nie zostawił mnie. Złapał za rękę i wyszeptał:
-Przepraszam. Proszę wybacz mi za wszystko, kocham cię.
-Dobrze..

Szybko odparłam po czym wtulona w jego pierś stałam nieruchomo.
Chciał zaprowadzić mnie do domu ale nie chciałam o niczym słyszeć, nigdzie iść. Wydostawszy się z jego objęć pobiegłam do szpitala ubrana wczorajsze ciuchy, które miałam na sobie podczas porwania. Lekarze oznajmili, że jest w porządku nie ma się czym martwić.
-Jak się czujesz.?-zapłakana pytałam.
-Dobrze, dzięki tobie. Dziękuję.
-Jesteś moim bratem..
-Lola, przecież nic się nie stało. Chyba, że o czymś nie wiem.
-W drugim aucie był Tyler.!
-Co.?! Tyler.?! O nie..Ale nie płacz proszę.
-Nie zdążyłam.. nikogo nie było..
-To nie twoja wina. Nie obwiniaj się. I nie płacz proszę.
-Ale to był nasz brat.
-Tak wiem..

Wieczorem zadzwonił do mnie telefon z nieznanego numeru. Odebrałam i usłyszałam ten głos. Jak to możliwe.? Osoba mówiła tak:
-Dzięki siostro za uratowanie mi życia. Niedługo i tobie się coś stanie. Tam się spotakmy. W końcu Jeydon jest najważniejszy. Traktowałaś mnie jak kogoś obcego i w tej trudnej chwili zostawiłaś mnie. Pozdro..udanej śmierci. TYLER.

Telefon wypadł mi z rąk. Mogłam pomyśleć, że to jakiś żart. Ale wyraźnie słyszałam głos brata. Zaczęłam krzyczeć, nikt nie wiedział co się dzieje, a ja płacząc siedziałam pod ścianą. Ponownie zaczęła dzwonić moja komórka. Wstałam i wyrzuciłam ją przez okno. Mimo, że niezmiernie się bałam w środku nocy udałam się do Dani. Nikogo u niej nie było w domu więc poszłam do Jeydona. Zastałam tam swoją przyjaciółkę, której zaczęłam opowiadać to co się wydarzyło..

_________________________________________________________________
Wiem, że krótki ale nie mam zbytnio pomysłów..
Jakoś nie idzie mi to pisanie i skończę to już. Jeszcze zobaczę. Ale raczej.

sobota, 6 listopada 2010

10 rozdział..

..W pomieszczeniu było pełno kwiatów. Eduardo uwielbiał je dawać dziewczynom. Ale to mnie dobiło. Wściekła zaczęłam wszystkie po kolei wyrzucać. Były takie piękne, ale cóż nie mogłam na nie patrzeć. Dudu uważał, że ludzie są jak kwiaty stworzeni, aby się rozwijać. Może i ma rację, lecz nie oto tu chodzi. Serce nadal mnie bolało, ciągle myślałam tylko o nim.

#Oczami Eduardo#

Wszedłem do sali szpitalnej gdzie leżała moja ukochana. Kupiłem misia, którego chciałem jej wręczyć. Lecz gdy ujrzałem, że ani jednego kwiata nie ma wycofałem się. Znam ją już pare lat i wiem, że wyrzuciła prezent. Zabolało mnie to. Nic takiego nie zrobiłem, a ona traktuje mnie jak gdybym zabił jakieś człowieka. Kocham ją najbardziej na świecie. Ta dziewczyna, która mnie całowała musi pożałować. Skończą się groźby. Dla Loli jestem wstanie zrobić wszystko, nawet gdyby była taka potrzeba oddałbym życie za nią. Skończę z tym wszystkim. Nikt nie będzie jej ranił. Gdy będzie konieczne dam jej spokój, ale nadal będę czekał.

#Oczami Loli#

Byłam bardzo zmęczona. Miałam się już kłaść, gdy zauważyłam Luke szybko pobiegłam sprawdzić jak się czuje. Był bardzo słaby. Tak się o niego martwiłam. Wiem coś o jego chorobie. Nie wyzdrowieje.! Łzy napłynęły mi do oczu. To taki dobry i miły chłopak. Zasługuje na szczęście. Dlaczego go nie otrzymuje.? Co dnia jest sam i ta sprawa z jego byłą dziewczyną. Istny koszmar. Życie jest niesprawiedliwe.
-Luke lepiej się czujesz.? Co powiedzieli lekarze.?-nie mogłam stać tak bezczynnie, więc odezwałam się.
-Wiesz jaka to choroba AIDS, prawda.?
-Tak..
-Właśnie, więc wiesz, że we krwi jest najwięcej czynników zakaźnych.
-Do czego zmierzasz.?
-Nie da się tego wyleczyć. Bynajmniej w moim przypadku.
-Tak mi przykro. Czy to oznacza..
-Tak.
-Kiedy..?
-Nie mam pojęcia za pare miesięcy..Jutro mnie wypisują.
-Aha..-zaczęłam płakać, on jest wspaniały, a tak życie go zaskoczyło.
-Ale nie płacz, proszę.
-Dobrze, zobaczymy się jeszcze.?
-Oczywiście. Jutro od razu do ciebie przyjadę.
-Ok. Będę czekać. Właśnie po mnie rodzina przyjechała. Do zobaczenia.
-Paa..

Na pożegnanie mocno go przytuliłam oraz podałam adres zamieszkania. Poszłam się przebrać i ruszyliśmy. Moje myśli były pomieszane. Luke, Eduardo i ta cała chora sytuacja. W domu było ponuro. Usiadłam na parapecie i spoglądałam w okno Dudu. Robiłam to dość często. Ale dziś po raz pierwszy dostrzegłam go robiącego to samo co ja. Otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz, ukochany zrobił to samo. Patrzeliśmy na siebie dobre 10 minut. Gdy zrozumiałam, że źle robię odwróciłam się i dążyłam do swego pokoju. Pełna irytacji i gniewu zamknęłam drzwi po czym poszłam się wykąpać. Następnie poszłam spać. Wzeszło słońce, a ja bardzo wcześnie wstałam. Stwierdziwszy, że mało czasu ostatnio poświęcałam w skateparku udałam się w tamto miejsce. Nie mówiąc nikomu po prostu wyszłam z domu. Jeździłam sporo czasu. Nawet i to nie poprawiało mi samopoczucia. Po paru sekundach zauważyłam idącego w moją stronę Luke. Od razu do niego pobiegłam. Poszliśmy razem w pare ciekawych miejsc. Było naprawdę miło.
Do domu wróciłam dopiero wieczorem. Weszłam do swojego pokoju, była w nim zamaskowana postać..

piątek, 5 listopada 2010

9 rozdział..

..Eduardo mnie zranił. Jak mógł.? W skateparku dostrzegłam go całującego się z jakąś dziewczyną. Łzy mi i tak nie pomogą, ale był to mój odruch gdy tylko zdarzała się jakaś przykrość. Ilekroć ktoś mnie zranił one same napływały do oczu. Czy to dziwne.? Czy przez to można nazwać mnie beksą.? Sądzę, że to jest właśnie życie człowieka.
Patrząc na całującego się Dudu z kimś dotąd mi obcym, stałam nieruchomo w końcu mnie dostrzegł. Otrzeźwiałam i zaczęłam uciekać. Słyszałam jedynie "Lola zaczekaj.!" Wołał mnie. Ale nie mogłam..nie potrafiłam się zatrzymać. Zadał mi ból, koszmarny ból. Nikt nie powiedział, że miłość jest czymś łatwym. Nawet sam Szekspir mówił "Droga prawdziwej miłości, nigdy nie była prosta". Zgadzam się z tym w stu procentach. Ktoś chce nas zniszczyć.! Domyśliłam się tego stojąc na szosie. Chciałam się już uspokoić, ale nie dawałam rady. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę chodnika.Gdy nagle zdarzyło się coś nie oczekiwanego. Nigdy nie pomyślałabym, że to nastąpi. Z naprzeciwka jechał samochód, nie zdążyłam przejść na dane miejsce, a on we mnie buchnął. Czułam sparaliżowanie. Wszystko mnie bolało. Z ust leciała mi krew, a przestępca po prostu uciekł. Zostawił mnie samą. No tak..w końcu dobiegł Eduardo. Nie cieszyłam się. Już chyba wolałabym umrzeć. Ale jednak coś mnie na ziemi trzyma.
Zemdlałam. Wszystko wydawało się być takie dziwne. Miałam sen o wypadku tym którego przeżyłam. Obudziłam się z krzykiem. Lekarze od razu przybiegli. Dali mi leki uspokajające po czym wyszli. Nie byłam sama, rodzina i przyjaciele wspierali mnie. Do sali weszła Dania, która podarowała mi pluszowego misia. Chwilę porozmawiałyśmy po czym wyszła. Był też Jeydon, Max, Davne, tata i mama. Na samym końcu przyszedł Eduardo, którego wygoniłam ze szpitala. Nie chciałam go widzieć po tym wszystkim. Mimo, że uratował mi życie.
Zapadł zmrok, a ja byłam zupełnie sama w ponurej sali. Było mi tak smutno. Co się stało z tym życiem.? Dlaczego.? Czy można kochać po to, aby potem nienawidzić.? Czy jest to w ogóle możliwe.?
Wieczorem znowu odwiedził mnie Dudu. Tym razem dałam dojść mu do słowa.
-Przepraszam, to co zauważyłaś to..to nic nie znaczyło..-całkiem nieźle mu szło.
-Doprawdy.? Całowałeś ją..-znów pokryłam się łzami.
Nie, to nie tak. Ona mnie całowała.
-Co za różnica. Nic nie zrobiłeś, nawet nie przerwałeś tego..
-Przepraszam, nie chciałem.
-Myślałeś, że się nie dowiem.?
-Ale to nie tak..
-A jak.? Te groźby..one zniszczą wszystko.
-Nie przejmuj się.
-Już nie będę. Z nami..koniec.
-Ale jak to.? Przez jeden nic nie znaczący pocałunek.?
-Może i dla ciebie nic. Ale dla mnie wiele. Co dzień dziewczyny z tobą flirtują. Patrzą uwodzicielskimi oczami. A ty.? Tylko się do nich uśmiechasz. Jakie tylko.? Aż..
-Ale przecież kocham ciebie.
-Nie. Jeżeli dowiesz się co to jest miłość to przyjdź. Porozmawiamy.
-Ale..
-Nie chcę cię widzieć.!

Wyszedł trzaskając drzwiami szpitalnymi. Znów pochłonęły mnie łzy. Jestem taka słaba, a zarazem silna. Co będzie dalej.? Czy los się do mnie uśmiechnie.? Tak rozmyślając zasnęłam. Obudziły mnie dopiero promienie słoneczne. Czułam się fatalnie. Nie mogłam się prawie ruszać. Tak więc leżałam w łóżku. Dziś przyszedł lekarz wziął mnie na specjalną rehabilitację. Dzięki temu sprawnie poruszałam się po szpitalnym korytarzu. Spacerując od jednej sali do drugiej ujrzałam jak pewien chłopak płacze. "To dość nie codzienny widok". Było mi go żal tak więc weszłam do jego sali. Nawet nie wiem kiedy się to stało. Podeszłam do nieszczęśliwej osoby i zaczęłam rozmowe.
-Hej, jestem Lola a ty.?
-Oo cześć Luke, miło mi.
-Mnie również.
-Przez przypadek zauważyłam jak płaczesz. Czy coś się stało.?
-Nie.
-Przepraszam, ale na pewno.?
-Nic nie szkodzi. Po prostu jestem chory. Moje życie jest pod wielkim znakiem zapytania, a dziewczyna dowiedziawszy się o tym zerwała ze mną.
-Nie dobrze.
-Tak, tak. Pewnie mało czasu mi już zostało.
-A na co jesteś chory.?
-W zeszłym tygodniu dowiedziałem się że jestem chory na AIDS. Sądziłem, że nic się nie stanie. Ale czułem się coraz gorzej. Teraz są niewielkie szansę na przeżycie.
-Tak mi przykro. Wierzę w ciebie. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
-Luke, do operacji.-krzykną lekarz po czym przyszedł by zabrać chorego.
-Lu trzymaj się, będę się modlić o twoje zdrowie.!

Wróciłam do swojej sali. Tam czekała mnie niespodzianka, której nie przyjęłam najlepiej..

czwartek, 4 listopada 2010

8 rozdział..

..
"Radzę ci nie spotykać się jutro z Tylerem, iż może się coś nieoczekiwanego wydarzyć".

Przestraszona poszłam zamknąć się w łazience. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel. A następnie położyłam się do łóżka. Wzięłam laptopa i pare razy przeczytałam tę samą wiadomość. Postanowiłam, że i tak pójdę się z nim spotkać. Wiem, że zależy na tym ojcu. Żadne groźby nie przeszkodzą mi w poznaniu jakiejkolwiek osoby. Nie przespałam nocy. Zmęczona poszłam się ubrać. Na dole czekała mnie nie zbyt miła rozmowa. Mama była szczęśliwa, a Jeydon pełen gniewu.
-Lola musimy porozmawiać.-zaczęła stanowczo.
-No mów, spieszy mi się, jest weekend więc..
-Przeprowadzamy się..
-Że co proszę.? Chyba się przesłyszałam, możesz powtórzyć.?
-Dobrze słyszałaś, nastąpi to za tydzień jak ojciec wróci do domu.
-Chyba zwariowałaś, myślisz że się wyprowadzę.? Już wolę zostać z ojcem.
-Nic nas tu nie trzyma.
-Owszem trzyma. Ty kochasz Ricka, tak.? A ja i Jeydon, nasz uczucia.? Jestem zakochana i nie myślę nawet by go opuścić.
-Ja tak samo..-dorzucił Jeydon, przy tym wychodząc z domu.
-Idę, trzymaj się bo zostajesz z tym sama.

Wyszłam za bratem .
Szliśmy razem, aż do domu Dani. Poszłam się spotkać z nowo poznanym chłopakiem. Był promienny jak wczoraj. Rozumiał mnie doskonale. Czułam, że nad nami jest jakaś więź. Zachowywał się..jak by to ująć..jak byłby ze mną spokrewniony. Chwileczkę. Wczoraj ściskał się z moim ojcem, a dziś zachowuje się jak starszy brat. O co chodzi.? Może to tylko zwykły zbieg okoliczności.?
Dostałam sms-a od Dudu.

Skarbie spotkajmy się za godzinę
w skateparku.

-Słuchaj muszę za chwileczkę uciekać.-rzuciłam nagle.
-Spoko..jeszcze się zobaczymy.-czule się uśmiechnął.
-To pa..
-Na razie.
-Tyler co ty wczoraj robiłeś u mojego ojca.?-wróciłam się, to pytanie ciążyło mi na sercu.
-Jak co.? Odwiedzałem go.
-To..to wy się znacie.?
-Jasne, znam go od dziecka.
-Ale skąd.?

Zapadła cisza najwyraźniej chłopak nie chciał odpowiadać na zadane mu pytanie, lub po prostu nie mógł. To było dość dziwne, ale nie nalegałam. Pożegnawszy się poszłam do domu. Ubrałam spodnie-rurki, koszulę i buty nike.
Udałam się do skateparku. Eduardo już czekał. Był przygnębiony.
-Hej..-wstając z ławki mówił- cieszę, się że przyszłaś.
-Siemka..czy coś się stało.?-bałam się o niego, nie wyglądał najlepiej. Był bardzo smętny.
-Spotkałaś się z nim.?
-Z kim.?
-Z nowym kolegą.
-Eduardo nie mam pojęcia o kim mówisz.
-O Tylerze.
-Tak, spotkałam.
-Więc wszystko jasne. Na początku nie mogłem w to uwierzyć, ale teraz..teraz mam pewność, że to prawda.
-Czy coś się stało.?
-Może ty mi powiedz.
-Ale co.?-mój głos zaczynał drżeć, Dudu mi coś wmawiał.
-Patrz, spójrz na to. Dostałem je z półtorej godziny temu. Dlaczego go całowałaś.?
-Nie pocałowałam go. Naprawdę.
-To co to ma znaczyć.?!
-My tylko rozmawialiśmy.-zaczęłam płakać, w końcu do niczego nie doszło. To jakaś pomyłka. Ktoś zrobił niesamowity fotomontaż.
-Skarbie, nie płacz proszę.
-My się nie całowaliśmy, czemu mi nie wierzysz.?
-Zdjęcie mówi samo za siebie. Kocham cię ale to koniec.
-Eduardo proszę uwierz mi.

Odszedł. Zostałam sama. Kto mógł mi to zrobić.?
-O niee.!
Wykrzyczałam, wszystkie obecne osoby zwróciły się w moją stronę.
Przypomniała mi się groźba, nieznajomej osoby. Ona to zrobiła. Złamała moje serce na dwie połówki. Zerwałam się z miejca i pobiegłam do osoby, którą kocham. Niestety nie zastałam go w domu. Szukałam po całym mieście. W końcu przypomniał mi się domek na drzewie. Szybkim krokiem poszłam w tamto miejsce. Niestety tam również go nie było. Zapłakana wróciłam do domu.
"Wrócił ojciec" pomyślałam. Otarłam łzy po czym weszłam do środka. Wszyscy siedzieli przy stole, kazali mi sie dosiąść. Zrobiłam to. Rozmowę zaczął tata, który przepraszał mamę. Zastanawiało mnie tylko za co.? Może wyrządzone krzywdy.?
-Za co mnie przepraszasz.? Za zdradę.?
-Jaką zdradę.?-wtrącił się braciszek..
-Przed twoimi narodzinami..zdradziłem waszą matkę z inną kobietą. Gdy się urodziłeś dowiedziałem, się że i ona dała mi syna.
-Tato, kim on jest..-zdenerwowana musiałam wtrącić się do rozmowy.
-Dziś ma 18 lat i nazywa się..nie chciałem tego. Proszę wybaczcie.
-Jak się on nazywa.?!- Jeydon był podirytowany, wstał z krzesła.
-Lola go zna.
Zapanowała cisza.
-W zasadzie wczoraj poznała.
-Czy..to Tyler.?
-Tak, tak to on.
-Dlaczego mi to zrobiliście.? Wiedział o tym prawda.?
-Tak.
-Wiesz co zrobiłeś.? Wyrządziłeś nam ogromną krzywdę. Miałam z tobą zamieszkać.
-Dobrze, nie chciałem.!
-To nic nie zmieni. Ale mimo tego Tyl jest wspaniałym chłopakiem. Tak samo jak i Jeydon.
-Wiem.
-Kochani..-zmieniła temat mama-..nie przeprowadzamy się tylko wasz ojciec. Wiem jak to jest kochać i dlatego też was nie skrzywdzę.
-Dzięki..-wybąkał brat.
-Jeydon mogę z tobą porozmawiać.?
-Jasne.

Poszliśmy do mnie do pokoju.
-Wiesz gdzie może być Eduardo.?
-Nie mam pojęcia..Coś się stało.?
-Muszę z nim coś wyjaśnić.
-Idź zobacz czy jest u siebie.
-Byłam, ale go nie zastałam.
-Może wrócił.
-Ok.

Poszłam do niego. Jeydon miał rację był w domu. Mama Dudu wpuściła mnie do środka. Razem z chłopakiem poszliśmy do jego pokoju.
-To zdjęcie to jedno wielkie kłamstwo. Ktoś zrobił fotomontaż.-zaczęłam rozmowę bez za czerpania powietrza.
-Nie wiem co o tym myśleć.
-Sądzisz, że pocałowałabym brata.
-Co.? To twój brat.?
-Tak. A wczoraj dostałam ostrzeżenie od kogoś by się z nim nie spotykać, bo się coś wydarzy.
-Więc to wszystko bujda. Przepraszam, kochanie.
-Nic nie szkodzi, ale to teraz ja powinnam się na ciebie obrazić, że mi nie ufasz.

Poszłam do siebie. Ojca już nie było w domu. Zresztą tak samo jak matki i brata.
Nad ranem obudziło mnie pukanie do okna. Wyszlam na balkon i zauważyłam kolejne ostrzeżenie. Tym razem dotyczyło ono DUDU.! Szybko się ubrałam i wyszłam do skateparku. Tajemnicza osoba kazała mi z nim zerwać. To nie dorzeczne. Gdy dotarłam na miejsce od razu zaczęłam płakać..

_____________________________________________
Następny jutro czyli 5.;D Albo w sobotę postaram się coś napisać na jutro, ale nie jestem pewna co do przepisania, bo dość długo mnie w domu nie bd.;p
Jakby coś to wieczorem..
Dziękuję..za komentarze.;D

środa, 3 listopada 2010

7 rozdział..

..W pokoju było pełno kwiatów, a na podłodze leżała karteczka z napisem:


Kocham Cię.
Eduardo.;**


Nie wiedziałam co powiedzieć, tak więc wybrałam numer telefonu do ukochanego i zadzwoniłam..

/rozmowa telefoniczna\
-Dziękuję za prześliczne kwiatki.
-Nie ma za co skarbie.
-Oj jest..
-Na prawdę nie ma..
Tak bardzo cię kocham.
-Ech..
-Coś nie tak.?
-Jasne, że nie..po prostu nie sądziłam..
-Co.?
-Że będę w kimś zakochana, a równocześnie taka szczęśliwa.
-Kochanie jestem bardzo zadowolony tym co czujesz.
-Dziękuję za wszystko.
Muszę kończyć pa.
-Ok pa kotku.

Rozłączyłam się po czym poszłam do łazienki by przygotować się na spotkanie z tajemniczą osobą.
Ubrałam sukienkę, którą dostałam od brata. Jeszcze nigdy jej nie miałam na sobie. To dlatego, że nie jest w moim stylu. Mam nadzieję, że rodzina ucieszy się iż ją założyłam. Zeszłam do jadalni wszyscy byli ślicznie ubrani. Siadając do stołu usłyszałam jak ktoś dzwonił do drzwi. Mama poszła otworzyć. Wróciła z mężczyzną, który był dość oryginalny. Od razu widać, że jest kimś wielkim. Razem z Jeydonem wstaliśmy i podaliśmy ręce gościowi.
-Witam, nazywam się Rick.
-Dzień dobry..-wykrztusiliśmy z bratem równo.
-Ja jestem Lola..
-A ja Jeydon.
-Miło poznać, wasza matka tyle mi o was opowiadała.
-Doprawdy.?-zniecierpliwił się brat.
-Kochani to..-tu przerwała mama.
-Słuchamy..-dorzuciłam.
-..my się spotykamy.
-Że co.?- nieźle z Jeydonem się zdenerwowaliśmy.
-Nie denerwujcie się. My coś do siebie czujemy.
-Ale mamo. Co z tatą.?
-Rozejdziemy się.
-Jak on sobie poradzi.?!-Jeydon był coraz bardziej zdenerwowany. Zaczynał unosić głos.
-Wiesz doskonale, że on jest chory. Potrzebuje nas.-chciało mi się płakać lecz powstrzymałam wszystkie emocje.
-Wiem..ale..ja go nie kocham. Od kiedy..od kiedy mnie zdradził.
-Co proszę.?
-Mówię wyraźnie.
-Kiedy to się stało.?
-Pare miesięcy przed urodzeniem się Jeydona.
-I tyle lat byłaś z nim z litości.?
-Nie, to nie tak.
-A jak niby.?
-Wspieramy cię. Skoro kochasz Ricka to droga wolna, twoje szczęście też się liczy.

Wybiegłam z domu. Udałam się do parku na ulubioną ławkę. Siedziałam ponad godzinę w samotności do chwili gdy nie zadzwonił Eduardo. Od razu usłyszał, że coś jest nie tak i dlatego przybiegł by mnie pocieszyć.
-Kochanie, co się stało.?- zapytał z troską przy tym mocno mnie przytulając.
-Mama ma faceta..
-Nie martw się będzie dobrze.
-Nie, wydaje, mi się że oni coś planują.
-Nie zamartwiaj się. Na pewno będzie dobrze.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też myszko.

Pocałowaliśmy się. Pokazał, że życie jednak jest piękne. Dobrze mieć takiego chłopaka to po prostu skarb i nic więcej. Chciałabym mu wykrzyczeć "kocham cię, kocham cię proszę pamiętaj o mnie już zawsze".
Gdy się otrząsnęłam, odprowadził mnie do domu. Tam wbiegnowszy do środka przebrałam się po czym oświadczyłam, że idę do Dani na noc. Lecz nie było tak jak przewidywałam. Mama zabroniła mi to zrobić, gdyż źle się zachowałam. Myślałam, że szlak mnie trafi. Dlatego olałam ten dylemat i wyszłam z mieszkania trzaskając przy tym drzwiami. Wzięłam tylko coś na przebranie oraz pidżame ..
Przyjaciółka bardzo się ucieszyła z mojej wizyty tak samo jak i jej rodzice. Dużo razem rozmawiałyśmy dlatego też położyłyśmy się spać nad ranem. Te wszystkie zdarzenia potrzebowały czasu.

NASTĘPNEGO DNIA:

-Dziękuję za tę noc. Od dawna mi tego brakowało. Przyjaciółki, która wysłucha.-zaczęłam poranną rozmowę.
-Nie ma za co, mnie też było tego brak- szybko odparła moja przyjaciółka, po czym dorzuciła-..zgadnij kto umówił się dziś z Jeydonem.
-Żartujesz.
-Nie..-tak się cieszyła, była bardzo promienna-..porobię mu parę zdjęć. Jest taki śliczny, może coś z tego wyjdzie, jakiś pokaz.
-Dania..ty nie myślisz...? Jak się nie zgodzi to nic nie rób. Znam go i wiem, że jego życie to skatepark.
-Tak samo jak i twoje..ech.
-Racja.

Wstałam z łóżka i poszłam się przygotować do łazienki. Wzięłam szybki prysznic po czym wróciłam do rozmowy z Danią. Następnie udałam się do domu. Tam nie było zbyt miło matka czekała na mnie. I z pretensjami wyskoczyła gdy tylko otworzyłam drzwi. Nie mogłam tego znieść. Poszłam do siebie, ubrałam coś luźnego oraz zrobiłam jakiś makijaż. Wyszłam z domu. Postanowiłam pójść odwiedzić ojca. Na miejscu dostrzegłam ślicznego chłopaka, który ściskał się z moim ojcem. Zdezorientowana weszłam do środka. Oboje od siebie odskoczyli. To było dość dziwne. Ale nie zważając na sytuację podeszłam do taty przy tym dając mu całusa w policzek. Od razu przedstawiłam się chłopakowi. Okazało, się że jest bardzo miły. Postanowiliśmy spotkać się jutro oraz wymienić się numerami telefonów. Ojciec był szczęśliwy patrząc na nas. Sądziłam nawet, że się wzruszył. Możliwe, iż tak było. Lecz ja musiałam iść. Przemiły chłopak, który ma na imię Tyler odprowadził mnie do domu. Wieczorem dostałam dość nie miłego e-maila..

wtorek, 2 listopada 2010

6 rozdział..

..Zauważyłam jak ich usta zbliżyły się. To było coś pięknego. Łzy napłynęły mi do oczu. Uradowana szybkim krokiem poszłam na spacer. Nie, nie mogłam pójść tylko i wyłącznie się przejść. Postanowiłam, że pójdę do pobliskiego sklepu by kupić znicz, a następnie odwiedzę grób dziadków. Bardzo mi ich brakuje, oni zawsze pomagali mojej rodzinie. Teraz kiedy odeszli wszystko jest nie tak. Co się stało z rodzicami, którzy byli tak szczęśliwi.? Co się stało z życiem, które kiedyś było o niebo lepsze.? Czy to ludzie.? A może kara za popełnione błędy.? Nie potrafię sobie na to odpowiedzieć..Ciężko jest żyć. Ciągłe awantury są piekłem. A co jeśli i Dudu kłamał.? Nie, nie może mi tego zrobić. Dlaczego.?
-Hej..- usłyszałam tajemniczy głos.
-Siemka.- odpowiedziałam po czym odwróciłam się do osoby stojącej za moimi plecami. Był to Oliver. Razem ze swoją dziewczyną przyszli na grób swoich bliskich.
-Co słychać.?- przerwałam ciszę.
-Wszystko w porządku. Poznaj Roxi.
-Hej miło mi.
-Mnie również.
-A ty nie z Dudu.?
-Że co proszę.?
-Widziałem was na spacerze..
-Ach tak. Nie, wolałam już wrócić i wybrać się sama.
-Aa no tak.
-Przepraszam ale muszę już lecieć. Do zobaczenia w szkole.
-No to paa..

Cieszyłam się z jego szczęścia. Pochłonięta myślami szłam przed siebie. W pewnym momencie Oliver podbiegł do mnie z lekkim wahaniem zaczął:
-Słuchaj, bardzo miło było cię poznać..ale muszę wyjechać. Nie będzie mnie ponad rok.
-Ale jak to.? Nie, nie możesz.
-Muszę, tam dokonam wszystkiego co chcę.
-Dobrze..- powiedziałam ze łzami w oczach -..jesteś moim przyjacielem..wierzę w ciebie.

Na pożegnanie mocno go przytuliłam i pocałowałam w policzek. Przez całą drogę płakałam.
W domu doznałam szoku. Wszystko wysprzątane. Czyżby to Jeydon zrobił.? Nie to nie on. Mama miała promienną twarz. W ręku trzymała własno robioną pieczeń. Moje usta otworzyły się bardzo szeroko. To jest przecież nie możliwe.. Czyżby mamie było lepiej bez ojca.? Radzi sobie ze wszystkim lepiej.. A może to nowa miłość.?
-Kochanie co się stało.? Idź na górę się ładnie ubrać i wróć tu zaprosiłam gościa.
-Kto to.?
-Zobaczysz..

Nie mogłam w nic uwierzyć szybko pobiegłam do swojego pokoju, ten widok był wspaniały. Nie sądziłam, że on tyle dla mnie zrobi.

__________________________________________________________________________________________

Wiem że mało kto to czyta ale mimo tego piszę dalej..Po prostu robię to bo lubię nic więcej. Bardzo bym się cieszyła gdyby więcej osób to czytało ale nie każdy lubi.
Chciałabym polecić równie wspaniałe blogi zaczynające od 0..


5 rozdział..

..Co się stało.?- zapytałam podchodząc do brata.
-Ta..a..t..a..a..- zaczął z drżącym głosem.
-Coś nie tak.? Co z tatą.?
-On..on..chodź.!

Złapał mnie za rękę i prowadził do lasu. W tej chwili byłam przerażona.
-Jeydon gdzie my idziemy.?
-Chodź.! Nie pytaj o nic.!

Weszliśmy do ciemni, a tam..tam na drzewie wisiał ogromny sznur. Ojciec był najprawdopodobniej do niego przywiązany. Zaczął krzyczeć, mama jego głowę trzymała na kolanach..żyje, na szczęście żyje. Znaleziono go w odpowiednim czasie. Nie mogłam powsztrymać się od łez..płakałam jak oszalała.
-Lola..- szeptał tata -..Jeydon proszę podejdźcie..

Zbliżyliśmy się do niego z lekkim wahaniem.
-Kocham was..- zaczął -..kocham was wszystkich ale moje życie dobiega końca jestem uzależniony od tych świństw. Nie możecie tak żyć.
-Tato przestań..pójdziesz się leczyć..-wtrąciłam.
-Dobrze dla was wszystko.

Następnego dnia nie poszlam do szkoły, razem z mamą zawiozłyśmy ojca do szpitala, tam się nim zajęli.
Gdy dobiegła godzina 16 ubrana w nowe ciuchy udałam się przed dom. Właśnie szedł Eduardo, w ręku trzymał różę, którą po zbliżeniu podarował mi. Łzy napłynęły mi do oczu. Podziękowałam mu pocałunkiem w policzek. Szliśmy ciągle w jedną stronę w pewnej chwili chłopak złapał mnie za rękę i oświadczył, że idziemy do kina. Film jest niespodzianką. Coraz bardziej mnie zadziwiał. Doszliśmy. O taak, coś strasznego. Kupił dwa bilety na horror. Nie pozwalając mi za nic płacić.
Po filmie zaprowadził mnie do lasu, pokazał tam swoje wyjątkowe miejsce. Był to domek na drzewie.
-Razem z ojcem wybudowaliśmy go gdy miałem 10 lat..- zaczął opowiadać -..od tamtej pory przychodzę tu codziennie by pomyśleć. To mi pomaga i przypomina o nim.
-Bardzo mi przykro..
-To niczyja wina, takie jest życie nic nie poradzimy..
-Zgadzam się.
-Od paru miesięcy spieram się z uczuciami..
-To tak samo jak ja.
-Lola..- uśmiechnął się czule -..kocham cię.
-Słucham.?
-Słowa nic nie znaczą ale może to coś ci powie..

Zaczął mnie namiętnie całować. Czułam, że to uczucie jest prawdziwe..jak to jest możliwe.? Nie mogłam w nic uwierzyć. "Czy to sen.? Jeżeli tak, to chcę nigdy się nie obudzić"..rozmyślałam.
-Eduardo.?
-Tak.?
-Ja ciebie też..
-Naprawdę.?
-Tak.
-Nie wiem co powiedzieć.
-Najlepiej nic.

Odwróciłam się i pobiegłam do domu, a tam w ogrodzie stała Dania wraz z Jeydonem. Moje oczy były niezmiernie duże od tego widoku..

_____________________________________________

W rozdziale na czarno zaznaczone jest słowo ciuchy tam kliknijcie na nie i wyskoczy komplet.;D

poniedziałek, 1 listopada 2010

4 rozdział..

..Była to przesyłka specjalna. Bukiet pięknych, czerwonych róż. A w nich liścik od..to niesamowite..od Eduardo.

Nie mogę się już doczekać
naszego spotkania.
"Mam wszystko co chcę, lecz jednego brakuje mi.
Twojego szczęścia, którym żyję nie od dziś."
buziaki Dudu.;**


Piękne, byłam taka szczęśliwa. Szybko wbiegłam do domu by pochwalić się bratu. Wchodząc do salonu zauważyłam Jeydona który był załamany. Siedział na fotelu z założonymi rękoma.
-Coś się stało.?- wyszeptałam..
-Kolejna awantura..
-Przecież wiesz, że to codzienność..
-Ojciec uderzył mamę.
-Że co.?
-Szturchali się, gdy wszedłem do domu mama leżała na podłodze a ojciec od razu się zmył. Biegłem za nim ale..
-Nie daruję mu tego.!
-A to co.? Od kogo dostałaś.?- czule się uśmiechnął i wskazał palcem bukiet.
-Od Dudu.
-Serio.? To świetnie.
-Tak, bardzo się z nich cieszyłam..a ta sprawa..

Poszłam do siebie by wstawić do wazonu kwiaty, po czym udałam się do pokoju rodziców. Mama siedziała w kącie płacząc. Spojrzałam na jej twraz, miała pod okiem ogromne limo. Zdenerwowana wybiegłam z domu. Poszłam do ogrodu, był tam ojciec. Spojrzałam na niego z pogardą, płakał.
-Co ty sobie wyobrażasz.?!- zaczęłam krzyczeć.
-Proszę uspokój się.
-Co zrobiłeś mamie..Jesteś śmieciem, który zatruwa tę rodzinę.
-Nie będziesz się tak do mnie odzywać.
-I co uderzysz mnie.? Wiem jak jest, mama na ciebie ręki nie podniesie, ale ja nie jestem taka jak ona. Rozumiesz.?! Nie jestem.! Nie dam sobą pomiatać.!

Ojciec nic nie mówił jedynie milczał przyglądają się mi. Wróciłam do domu, musiałam zacząć sprzątać w końcu kto inny to zrobi. Gdy wszystko załatwiłam poszłam do pokoju brata.
-Jeydon powiedz czy ty jesteś w kimś zakochany.?
-Nie..to znaczy tak, tak jestem. Niestety ona chyba niczego do mnie nie czuje.
-A kto to jest.?
-Nie ważne..
-Mi możesz powiedzieć.
-Dobra, to..to..Dania.
-Żartujesz.!
-Nie.
-To wspaniale..
-Nie rozumiem.
-Ona w tobie jest zakochana.. Dziś do niej zadzwonię i zapytam kiedy wraca..
-Dziękuję, jesteś kochaną siostrą.
-Możliwe.

Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Wróciłam do swojego pokoju. Zadzwoniłam do Dani. Niestety nie odbierała tak więc poszłam się wykąpać. Wróciwszy do łóżka ponownie wybrałam numer do przyjaciółki nie odbierała, dopiero po piątym razie wcisnęła zieloną słuchawkę. Rozmawialiśmy przeszłą godzinę. Okazało, się że wraca jutro wieczorem. Bardzo dobrze, wyjdziemy na jakiś spacer.
W pewnej chwili do mojego pokoju wbiegł roztrzęsiony Jeydon..

_____________________________________________

Dodałam dwa rozdziały dziś, ponieważ jutro mnie możliwe nie będzie.;D

3 rozdział..

Umówiłam się na spotkanie z Maxem. Wypytywałam go o uczucia. Był bardzo niedostępny lecz po krótkiej chwili zaczął mówić:
-Sam nie wiem co powiedzieć..
-Powiedz co czujesz i co leży ci na sercu. Wszystko się ułoży.
-Nie mam pojęcia..ech..Często nocami nie sypiam, bo myślę nad tym wszystkim.
-Widzę jak patrzysz na Davne, a ona na ciebie.
-Jak.?- zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Gdy rozmawiacie razem, oboje macie błysk w oczach to takie piękne. Widać, że coś do siebie czujecie.
-Nie wiedziałem, ale masz rację kocham ją.
-A Alex.?
-Ona nic dla mnie nie znaczy.
-To dlaczego jesteście razem.?
-Bo ona..bo ona..to ona mnie kocha. Widzę to w jej oczach.
-Aha, ale Davne też, a ty ją więc..
-..powinienem zacząć interesować się tylko nią.?
-Sam sobie odpowiedz na to pytanie..Jeżeli ją kochasz to rzucisz dla mniej wszystko.
-Masz rację. Dziękuję jesteś kochana. A teraz może pójdę z nią pogadać..Paa..
-Pa.- na pożegnanie mocno się uścisnęliśmy.

Mam nadzieję, że im wyjdzie.
I czy miłość nie jest piękna.? Hmm..a może bolesna.? Ciężko zgadnąć..

***
Poszłam, a raczej pojechałam na swojej desce do skateparku. To tam umówiłam się z Oliverem. Bardzo się ucieszyłam, że w tamto miejsce.. Ale troche się dziwiłam. Dlaczego akurat tam.? Czyżby kumpel chciał mi coś pokazać.? No tak, moje przeczucia się sprawdziły. Oliver przyjechał tam na swoim bmx'ie. Byłam zaskoczona, mamy odmienne style, a jednak zainteresowania te same.
-Hej jak się masz.?- na przywitanie dał mi buziaka w policzek.
-Hej świetnie, w końcu jestem w swoim ukochanym miejscu. To moje życie.- odpowiedziałam, na zadane pytanie..
-Aha, no tak tu można byś po prostu sobą, a to jest coś pięknego.
-Tak, nie mogę się nie zgodzić.
-Więc pojeździmy trochę, a następnie przejdziemy się na lody.?
-Oczywiście..

Cudowanie się bawiłam. Oliver jest wspaniały, doskonale mnie rozumie, tylko to za mało. Gdy do skateparku przybył Eduardo serce zabiło mi dwa razy szybciej. Odeszłam na bok, siadając na ławkę. Przyglądałam się wszystkim ludziom obecnym w tym miejscu. Po paru minutach dostrzegłam Jeydona. Razem z Eduardo podeszli do mnie.
-A ty sama.? Bez braciszka.?- zaśmiał się Jeydon.
-Nie, nie jestem sama..zaś z chłopakiem.
-Jakim.?!- wykrzyczeli równocześnie.
-Emm..a czy to ważne.?- spojrzałam na nich bystrymi oczami-..no ok, z kolegą.- obaj odetchnęli z ulgą co bardzo mnie zaskoczyło.
-Lola..może.. wyszlibyśmy jutro gdzieś razem.?- zapytał Dudu.
-Oczywiście..
-To o 16.?
-Mi pasuje.
-Ok, to wpadnę po ciebie.
-Dobra.

Naszą pogawędkę przerwał Oliver, który chciał już pójść na spacer. Pożegnałam się z chłopakami i ruszyliśmy. Na mieście kolega poznał przemiłą dziewczynę nazywa się Roxana. Umówili się z czego niezmiernie się cieszę. Wracając do domu zauważyłam listonosza, przyniósł mi coś pięknego..

niedziela, 31 października 2010

2 rozdział.;]

...

-Właśnie pisałem z Dudu..-zaczął mój kochany brat- ..i ..wypytywał o ..ciebie.
-O mnie.?-wyszeptałam ze zdziwieniem.
-Tak też się zdziwiłem, on nigdy nie poruszał tematów o dziewczynach. Myślę, że mogłaś się mu spodobać..
-Nie żartuj sobie ze mnie.
-Serio ci mówię. Jeżeli chcesz mogę pokazać ci sms-y.
-Nie, lepiej nie..
-Ale..nie cieszysz się.? Widzę jak na niego patrzysz i to nie jest nic zwyczajnego..
-Zdaje ci się.
-Nie..przyznaj, że coś do niego czujesz.
-Em..- pogrążyłam się w myślach. Tak, czuję coś do nieg, ale skrycie, nikt o tym nie może się dowiedzieć.-..Jeydon nie, chyba nic do niego nie czuję.
-Jak chcesz, możesz udawać. ale ja cię znam. I wiem coś o miłości.

Wyszedł. Te ostatnie słowa bardzo mnie zaskoczyły "wiem coś o miłości" oznacza, to że jest w kimś zakochany. Ale w kim.? Nie jest dobrze..w końcu Dania podkochuje się w nim od ponad roku. Co teraz będzie..tworzyli by doskonałą parę. Znają się od dziecka ale nigdy żadne z nich nie chciało się do siebie zbliżyć. "Pomogę Dani, może i to ją kocha.?" Uśmiechnęłam się sama do siebie po czym poszłam spać..


NASTĘPNEGO DNIA:

Obudziłam się wcześnie w końcu trzeba było iść do szkoły. Dziś jest pierwszy dzień nauki po wakacjach. Wielka szkoda, że one nie mogą trwać wiecznie. Teraz zacznie się nauka, a co z skateparkiem.? Gdy nadejdzie zima moja deska będzie musiała czekać, aż do wiosny. Nie znoszę tego stanu. Dlatego razem ze znajomymi chcemy zrobić u mnie w domu miejsce do jazdy. Będzie to dość długo trwać, ale sądzę że opłaca się to zrobić.
Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Tam wyprostowałam sobie włosy, zrobiłam lekki makijaż oraz ubrałam najwygodniejsze ciuchy. Z domu wyszłam zbyt późno, niestety spóźniłam się do szkoły. Wszyscy już mieli pozajmowane ławki, oprócz chłopaka, który siedział sam. Nauczycielka kazała mi się do niego dosiąść. Miał taką anielską twarz. Szybko podbiegłam do ławki. Przedstawiliśmy się sobie po czym usiadłam na miejsce. Podczas lekcji dużo rozmawialiśmy nie zwracając na nic uwagi. Parę razy nauczycielka zwracała nam uwagę.
Nastąpiła przerwa. Razem z Oliverem, bo tak nazywał się nowy kolega spacerowaliśmy po szkole. Pokazywałam mu wszystko, iż jest nowy, w ogóle nie zna miejscowości. Tak więc umówiliśmy się po lekcjach. A teraz pozostało nam jeszcze 6 godz. w szkole. Na jednej z przerw idąc przypadkowo wpadła na nas Alex. Czule się do niego uśmiechała, a ja myślałam, że zaraz jej przyłożę. Ma ona wspaniałego chłopaka, a mimo tego flirtuje z innymi. Modliłam się tylko by nie zauważył tego Max, niestety właśnie szedł w naszą stronę. Na jego twarzy widać było gniew.
-Co się tu dzieje.?!-wykrzyczał.
-Skarbie, jak dobrze cię widzieć, proszę nie denerwuj się.- Alex starała się go uspokoić. Jednak nie udało się jej to.
-Alex, już wszystko rozumiem.!- Max był cały roztrzęsiony. Za chwilkę przybiegła Davne dzięki niej chłopak uspokoił się po czym odwrócił i poszedł w inną stronę.
-Alex, proszę odjedź.-powiedziałam to przez zęby.
-Odwal się.!- wykrzyczała to tak, że wszystkie osoby obecne na korytarzu spojrzały w naszym kierunku.
-Nie odzywaj się tak do Loli.

Oliver stanął po mojej stronie. Dzięki temu królowa szkoły odeszła na bok. A my mogliśmy kontynuować rozmowę. Zastanawiało mnie jednak czy Max nie czuje niczego do Davne. Przy niej zawsze jest taki słodki i spokojny. Ona zaś jest wyluzowana, ale on wpływa tak niesamowicie na jej ciało i umysł. Może i dobrze..w końcu znają się od paru lat, a Alex na kogoś takiego jak Max'iu nie zasługuje. Postanowiłam, że jutro z nim porozmawiam. On zawsze mi się zwierza, a ja próbuję pomóc.

***
Po lekcjach razem z Oliverem wybraliśmy się na miasto. Pokazałam mu całą okolicę. Zajęło nam to 3 godz., ale warto było. Bardzo go polubiłam to świetny chłopak, dzięki temu spotkaniu zbliżyliśmy się do siebie.