sobota, 26 lutego 2011

Rozdział 23..`Jak nie będziemy trzymać się razem, wszyscy zginiemy..`

Znowu nastał nowy, dzień..Tak ogromnie chciałam by nastąpił lepszy, wspanialszy czas. Ale nie doczekałam się tego. Wszystko za co się zabiorę zamienia się w masakryczny koniec. Najgorsze jest to, że jestem zakochana. W zasadzie Ed to moja miłość jedyna na świecie, której nie zamierzam stracić. Ale jeżeli mam mu niszczyć życie swoją osobą, to mogę odejść na zawsze. Może i źle bym wtedy zrobiła, iż utrata miłości jest najgorsza, nie ma niczego koszmarniejszego, żadna choroba, żaden nałóg po prostu powinno być idealnie. Ale czy życie jest takie.? Czy można tak powiedzieć.? Nie sądzę, jest ono nie sprawiedliwe. Czujemy ból, jesteśmy ranieni w najmniej oczekiwanych chwilach. Gdy już cieszymy się, gdy sądzimy, że to jest to, następnego dnia budzimy się z płaczem. Pytając samych siebie dlaczego tak się stało, czemu akurat my.? Lecz odwagą nie jest samobójstwo, śmierć, lecz życie takie jakim się jest. Życie trudne, a niekiedy i proste. Z upadkami i uniesioną głową. Jestem osobą, która może to zaświadczyć, że bajką nie jest to co czynimy lecz to co czujemy. Pełna magia jest wtedy gdy kochamy się wzajemnie.
Tym uczuciem właśnie darzę Eduardo. Jest dla mnie całym światem. Po prostu wszystkim co mam. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Inni już to przeżyli, inni nadal to przechodzą, i jestem pewna, iż nie jestem im łatwo. Bo tak naprawdę miłość jest trudna, nikt nie może powiedzieć, że nie. Boimy się zdrady, pogardy, złego widoku, które są w jego oczach. Ale to dowód na to, że chcemy być idealni a nie potrafimy, chcemy a nie możemy. Może i to lepiej..
Leżałam na ziemi spoglądając w niebo, zupełnie sama, zupełnie inna ja. Wszystko się stało czarno białe, już nie wierzyłam, że jest jakakolwiek szansa na powrót do rodziny.. Chodź nadzieję, wciąż mam, iż zawsze trzeba ją mieć. A dzięki niej mam go, mam Eduardo. Od wstydliwej dziewczynki, po dorosłą pragnącą życia, i bycia kochaną kobietę.
Ta puszcza mnie przerażała. Wszystko co się na niej działo było strasznie dziwne. Osoby, które wylądowały tu gdzie ja, są bardzo rozsądne. Mają wiele pomysłów i umieją się z każdym doskonale porozumieć. Dzięki temu, nawiązałam z nimi dobry kontakt..Razem tworzymy łódź, która ma nam pomóc. Sama w to nie wierzę, iż tak będzie, ale zawsze warto spróbować, iż nie wiadomo co się wydarzy..
Każda osoba, którą tu poznałam była wspaniała..W praktyce jest jedna dziewczyna..która nie chce nic mówić, która boi się życia. Trafiła tu bez nadziei i bez żadnej osoby jej bliskiej. Ciąle siedziała pod drzewem i wpatrywała się w dal. Sądziła, że nie jest nikomu potrzeba, że i inni są jej nie potrzebni. W jej oczach było widać żal, a zarazem strach. Udając silną, można było z jej ruchów odczytać, że tak nie jest. Patrząc na jej ruchy, odczytałam coś..coś co mnie zdziwiło..

sobota, 19 lutego 2011

Rozdział 22..Ale w marzeniach miało być lepiej..

Wszystko było tak dość nie ciekawie przedstawione przy moich oczach. Ocknęłam się.? Przecież to nie możliwe. Wraz z..z..pewnym chłopakiem utonęliśmy. Tylko kim był on.? Zapewne jakimś przyjacielem pomagającym mi przetrwać podróż. Ale nie pamiętam jak on wyglądał, jestem tylko pewna tego, iż byłam pogrążona w jego uścisku. Chciałam się dowiedzieć gdzie jest ta tajemnicza osoba. Ale rozglądając się na wszystkie strony, zorientowałam się, że tak naprawdę brak jego obecności nie jest moim jedynym problemem. Znajdowałam się wśród drzew. Wszystko co otaczało miejsce to był ocean. Przerażona zaczęłam się trząść ze strachu. Wstałam i ruszyłam przed siebie. Przy brzegu oceanu siedział on, tak to była osoba, którą łączyła ta niesamowita magia wraz ze mną. Wpatrywał się w dal, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. W zasadzie dla niektórych ma. Pomaga to w marzeniach, i poznawaniu siebie. Zbliżyłam się do niego, na tyle blisko by spojrzeć mu w oczy. Były piękne, czekoladowe, doprowadzające do szaleństwa. Szeroko się do mnie uśmiechnął, a na jego twarzy widniała nadzieja. Objął mnie na tyle mocno, by zrozumieć jak jego miłość wpływa na moje ciało i duszę. Przez parę minut siedzieliśmy w milczeniu ale to wszystko było takie trudne..musiałam się dowiedzieć jak to się stało, dlaczego.
-Jak..jak to się stało, przecież czułam jak umieram, byłam tego pewna. Myślałam że to koniec.-zaczęłam rozmowę która z dźwiękiem wody rozchodziła się w dal.
-Nie umiem ci na to opowiedzieć.
-Nie ma tu nikogo więcej.?
-Lola, posłuchaj, bo my tak naprawdę to trafiliśmy tu przez przypadek. Bóg dał nam kolejną szansę, którą musimy się cieszyć. W zasadzie to jest nas więcej.
-A jednak.
-Tak, ktoś nas uratował..
-Ale kto.?
-Nie mam pojęcia, chyba umarł przy tym..
..pogrążyłam się w milczeniu. Uwielbiałam go słuchać, ale ta cała sytuacja była tak strasznie trudna, tak cholernie bolesna. Chciałam tylko teraz wrócić do domu, do rodziny. Nie chcę umierać w tym oto miejscu. Moje życie jest koszmarem. Chciałam tylko być szczęśliwą..a gdy już to przybywało, niszczyłam wszystko co piękne.
Spojrzałam ponownie na Eduardo, spoglądając na jego czuły uśmiech kierowany do mnie siedziałam tak aż do wieczora..


______________________________________________________
Oo mam nadzieję, że ktoś tu zwita.;D
Postanowiłam dziś napisać drugą serię tego opowiadania, w zasadzie to taka kontynuacja.;p
Dziękuję każdemu kto czytał ją dotychczas..;**