sobota, 9 kwietnia 2011

Rozdział 30..`Tu i teraz to jest ten czas, wielkie zmiany nastąpią w czas..`

Nie wytrzymywałam tej presji, od czasu gdy go nie ma tuż obok całkowicie się zmieniłam. Nigdy nie myślałam o narkotykach, ni o alkoholu tak intensywnie jak dziś. Teraz to było moim jedynym ratunkiem, bo w stanie nałogu wszystkie złudzenia, wszystkie bóle znikały. Przyjaźń bądź rodzina nie były już dla mnie tak bliska. Najchętniej wyprowadziłabym się gdzieś najdalej i nie wróciła, nie raniła tych na których mi zależy. To okropne, że jednak to robię.
#Miesiąc później#.
Kokaina była najważniejszą częścią mnie. Nie mogłam znieść jednego dnia bez zażycia witaminy. Wpakowałam się w to okropnie, a najgorsze jest to że nie chcę wyjść z tego stanu. Teraz zażywam ją tylko rano więc popołudniami jestem czysta. Może to dobrze, ponieważ Oskar zaprosił mnie do wesołego miasteczka. Innym wyda się to za pewne dziwne, iż akurat to miejsce. Ale dla człowieka uwielbiającym adrenalinę to odpowiednie miejsce.
Ubrałam się w najwygodniejsze ciuchu: t-shirt z nadrukiem, długi sweter, rurki i czarne trampki. Byłam gotowa i do drzwi zapukał Oski. Wyszłam spokojnie tak jakby dziś nic się nie wydarzyło. Stał sam z różą w ręce.
-Witaj.-zaczął z uśmiechem na twarzy.
-Cześć.-nieśmiało odpowiedziałam.
-Niesamowicie wyglądasz.
-Zwyczajnie. Możemy już iść.?
-Oczywiście, to dla ciebie.
-Dziękuję jest piękna, ale..nie musiałeś.Echh..
-Jednak tak należy. Kobiety uwielbiają dostawać kwiaty.
-Skąd wiesz.?
-Wychowywała mnie sama matka, więc co nie co wiem.
-Achh, w takich warunkach to na pewno duuużo się dowiedziałeś.
-Za pewne. Nie będziemy sami.
-Tak.? A kto jeszcze się pojawi.?
-Mój kumpel Dylan. Wybacz.
-Będzie fajnie.
Szliśmy i rozmawialiśmy o błahostkach. Oskar..Co o nim sądzę.? To w stu procentach dobrze wychowany mężczyzna. Wie jak zrobić doskonałe wrażenie i zna się na rzeczy. Było całkiem nieźle, lecz w tym wszystkim obawiałam się tylko jednego. Że zakocham się w nim na tyle mocno, że zapomnę o Dudu, a następnie go stracę.
Nareszcie doszliśmy na miejsce. Dyl czekał na nas przy jednej z karuzeli.
-Ooo, no nareszcie. Już myślałem, że nie przyjdziecie.
-Jednak jesteśmy.
-No tak, tak. Pozwól, że zapoznam koleżankę.
-Cześć jestem Lola.-podałam mu rękę i uśmiechnęłam się.
-Miło, miło mi ja Dylan.
-Najlepszy kumpel Oskara.?
-Się wie.
-Znamy się od zerówki, a mimo tego nasza przyjaźń wciąż trwa.
-Tylko pozazdrościć.
-Możliwe. Wy się może poznajcie bliżej a ja pójdę kupić bilety. Co wy na to.?
-Jasne.
-Spoko.
-No to luz.
-Hmm..nad czym tak myślisz.?
-Nad życiem.
-O tak. Doskonały powód, który powoduje łzy.
-Żebyś wiedział.
-Twoje oczy..
-Coś z nimi nie tak.?
-Nie wiem, ale tak jakbym widział swoje rok temu.
-Nie rozumiem o co ci chodzi.
-Zażywasz narkotyki.?
-Skąd ten pomysł.?!
-Obiecuję, że nikomu nie powiem. Ile czasu już ćpasz.?
-Miesiąc.
-Kurwa, oszalałaś.?!
-Najwidoczniej tak.
-Ty chyba nie zdajesz sobie skutków z tego co czynisz.
-To już nie ma znaczenia.
-Ma ogromne. Chcesz się wykończyć.? Chcesz trafić do pierdla za coś takiego.?
-Bez różnicy. Bez niego nie ma i tak nic sensu.
-Bez kogo..? Achh, bardzo ci współczuję. Ale musisz się za siebie wziąć. Wiem, że dasz radę cieszyć się każdą minutą swojego życia, bez niego. Będzie ktoś inny.
-Nie chcę.
-Jeżeli przestaniesz to świństwo zażywać to z Oskarem ci chętnie pomożemy przezwyciężyć głód nałogu.
-Nie da się już.! Ja, ja próbowałam tydzień temu bo już wydawać się mogło, iż jest w porządku. Ale nie mogę.! Nie potrafię.!
-Pomożemy ci, obiecuję. Idzie Oskar otrzyj łzy i bynajmniej udawaj szczęśliwą. Jutro pogadamy.
Ta rozmowa w pewnym sensie mi pomogła. Teraz wiedziałam, iż chcę wrócić do normalnego i beztroskiego życia.

sobota, 26 marca 2011

Rozdział 29..`Mieszam wódkę z kokainą, obserwuję wskazówkę, godzina za godziną..`

Otworzyłam, z łzami w oczach rozsypałam kokę na szafkę. Jedną dziurkę od nosa zatknęłam palcem, drugą zaś wciągnęłam proszek. W jednej chwili poczułam się pobudzona. Spojrzałam w lustro, moje źrenice strasznie się rozszerzyły. Nie byłam już zmęczona, nie czułam objaw głodu. Zaczęłam się śmiać jak oszalała, trwało to trochę czasu. Nie czułam smutku, w tym stanie nie potrafiłam. Czułam się tak ważną osobą, nie bojącą się niczego. Lecz jednak czułam nie pokój. To takie dziwne, czuć wszystko na raz, dobro i zło..Schowałam narkotyk do szafki nocnej, którą zabezpieczałam kluczem. Wybiegłam na dwór, zaczęłam tańczyć w ogrodzie. Powinnam ująć sytuację która się wydarzyła za niezbyt ciekawą lecz dla mnie było to coś wspaniałego. Spryskiwacze podlewające rośliny w nocy, włączyły się. Biegałam wokół nich parę dobrych godzin. Cała mokra wróciłam do domu. Rodzina już nie spała. Patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem i kręcili głowami.
-Na co się tak gapicie.?! Nie widzieliście jeszcze człowieka w takim stanie.?!- śmiejąc się, krzyczałam po całym domu.
-Lola, uspokój się.-mama próbowała mnie uciszyć.
-Bo..?!
-Masz się w tej chwili uspokoić i być taką jak się należy nastolatką.
-Zmuuuś mnie.!
-Nie przeciągaj struny.!
-Co mi zrobisz.?!
-Co ja ci mogę zrobić dziecko.?
-Tak też myślałam.! Jesteście nienormalni.!
-Jeszcze jedno takie słowo, a pożałujesz.!!
Spojrzałam na nią dość nie ciekawie i udałam się do siebie. Wszystko przestawało być już tak dziwne, i wracało do normy. Rzuciłam się na łóżko, i leżałam przez 15 minut. Następnie wzięłam trochę pieniędzy i postanowiłam pójść na grób Eduarda, lecz najpierw musiałam kupić jakiś znicz. W sklepie wzięłam ten najładniejszy i największy jaki był. Szłam w kierunku cmentarza, czułam niepokój i zaniepokojenie. Dotarłszy, postawiłam zakupiony znicz i pomodliłam się. Zaś idąc w kierunku domu usiadłam na pierwszej ławce którą dostrzegłam. Patrząc w niebo myślałam nad życiem. Po kilkunastu minutach podszedł do mnie pewien chłopak, był to Oskar. Najwidoczniej też przybył odwiedzić kogoś bliskiego w tym oto miejscu.
-Oo witaj.-zaczął ze słodkim uśmiechem na twarzy.
-No cześć.
-Co słychać.?
-Hmm..bywało lepiej.
-No tak. Mogę się dosiąść.?
-Jasne, siadaj.
-Dzięki. Ponuro wyglądasz, czy coś się stało.?
-Nie, nie.
-Czyli, że tak. Możesz mi opowiedzieć.
-Echh, bo parę dni temu zmarł mój chłopak, którego kochałam nad życie, i od tamtej pory wszystko się komplikuje.
-Doskonalę cię rozumiem.
-Wątpię, na pewno nie miałeś takiej sytuacji jak ja.
-Tu możesz się zdziwić. Miałem dziewczynę, z którą byłem 4 lata i w pewnej chwili wszystko się skończyło, chociaż nie do końca, ja wciąż ją kocham jak oszalały.
-Przykre, a co się stało.?
-Od kiedy zaczęliśmy się spotykać ciągle wmawiała sobie, że nie jest taka jak być powinna. To się przerodziło w jakąś schizę. Zaczęła się głodzić by być idealną. Mimo, że tyle razy zabierałem ją do różnych restauracji prosząc by coś jadła. To i tak miała swoje zdanie. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Jednego wieczoru gdy przyszedłem po nią by iść na spacer wszedłem do jej pokoju, ona była w łazience jeszcze się szykowała. W pewnej chwili usłyszałem huk. Coś się zbiło. To była ona, patrząc na siebie w lustrze stłukła je. Była coraz chudsza, jej ciało zmieniło się koszmarnie i nie była już tą samą pełną energii dziewczyną. Gdy musiałem wyjechać do rodziny, która potrzebowała mojej obecności. Szczerze nie chciałem tam jechać, ale zdecydowałem inaczej. W tym czasie, ona skoczyła z 20 piętra. Gdy się o tym dowiedziałem próbowałem również popełnić samobójstwo ale wiem, że ona by tego nie chciała, wiem i jestem pewien że jeszcze się spotkamy.
-Na prawdę współczuję.
-Tak, a jak było w twojej sytuacji.?
-No więc ja ci streszczę, za długo by opowiadać.
-Mamy czas.
-Jeżeli chcesz..
Zaczęłam opisywać mu swoją całą historię z życia. Oskar słuchał mnie bardzo uważnie. Nie mógł uwierzyć, że tyle przeszłam a nadal jestem pełna energii. No tak, pominęłam jedną sprawę. Nie powiedziałam mu o tak zwanej witaminie C. Nie oznajmiłam, iż ją zażywam, a w zasadzie dopiero zaczęłam. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Jeżeli chodzi oto czy jest w porządku to ma u mnie ogromnego plusa. Jako przyjaciel spełnił to co należało. Dodał mi otuchy. Lecz i tak wracając do domu, sięgnęłam po żyletkę, następnie alkohol, a na samym końcu narkotyk. I zaczęło się, ponowne pobudzenie umysłu..

czwartek, 24 marca 2011

Rozdział 28.. `Kiedyś w życiu za wszystko sama odpowiem, nikt mniej i nikt więcej po prostu człowiek..`

Od samego rana byłam w skate parku. No tak, miałam udowodnić. Ale nie tylko dlatego tu przyszłam. Jednym z powodów jest też nadzieja, że dzięki temu powróci moje dawne życie. Może i teraz patrzę na to ze zbyt pesymistycznej strony ale nie wierzę w to. Już nic nie będzie lepsze, nic piękniejsze, a herbata nie będzie na tyle słodka by pić ją z rozkoszą. Minęło już z kilka tygodni odkąd nie stałam na desce. Najpierw lewa noga i odpycham prawą. Wychodziło, było to niezłe zdumienie, iż jeszcze pamiętam, że jeszcze umiem. Na mej twarzy pojawił się uśmiech. Szczery i energiczny. Zaczęłam cieszyć się jazdą, jak małe dziecko z nowo zakupionej zabawki. Na tę chwilę zapomniałam o swym bólu. Do czasu gdy nie przyszła do parku grupka chłopaków. Spojrzałam na nich, a gdy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem jednego z nich. Od razu się odwróciłam. Przypomniał mi się Eduardo. To samo spojrzenie, uroczy uśmiech. `I tak nie ma szans na nową miłość` mruknęłam do siebie, następnie wróciłam do jazdy. Olie i 360 wychodziło mi znakomicie dokładnie jak kiedyś. Po niespełna trzech godzinach postanowiłam wrócić do domu. Wzięłam do ręki deskorolkę i ruszyłam. Do drugiej ręki wzięłam komórkę i zaczęłam się nią bawić, spowodowane było to brakiem ochoty na zetknięcie się wzrokiem ponownie z którymś, z chłopaków. Mój plan i tak nie wypalił, mogłam się tego spodziewać. Nie zauważywszy, niechcący buchnęłam w jednego z nich.
-Sorry.-szybko powiedziałam.
-Nie, no spoko. O coś takiego chyba Cię nie pozwę.Hah.-uśmiechnął się na tyle szeroko, by moje serce zabiło bardzo szybko.
-Niektórzy są i do tego zdolni.
-Dokładnie.
-Więc jeszcze raz sorry, i na razie.
-Ej, ej..Czekaj.
-Coś się stało.?
-Przedstaw się bynajmniej i tak pewnie się już nie spotkamy.
-W zasadzie. Jestem Lola, a Ty..?
-Więc miło mi cię poznać, ja Oskar.
-No to nawzajem. A teraz lecę.
-No jeżeli musisz. Nie podałabyś mi swojego numeru.?
-Wybacz ale lepiej nie.
-No ok. To pa, do zobaczenia.
-Na razie.
Hmm..Oskar okazał się być bardzo miły i rozsądny. Mając nadzieję, iż jeszcze kiedyś go spotkam szłam do domu. Lecz po drodze wejdę do sklepu i kupię coś mocnego, coś dzięki czemu nie będę myśleć 24 na dobę o nim, o Dudu.. Jednak nie zrobiłam tego. W pewnej ciemnej uliczce zaczepił mnie nieznajomy i zaproponował kupno towaru. Chodziło o kokainę. Na pierwszy rzut oka, zgodziłam się zapłaciłam odpowiednią sumę i prędko pobiegłam do domu. Wbiegłam do siebie, zamknęłam drzwi po czym weszłam do łazienki i zrobiłam to samo. Usiadłam na podłodze pod oknem i patrząc na narkotyk zastanowiłam się czy zażyć ją od razu.

piątek, 18 marca 2011

Rozdział 27..`Bez Ciebie tracę siebie. Już nie mam pojęcia którą z dróg mam wybrać, bo jesteś mym natchnieniem..`

Nastąpił nowy dzień, nowy i straszny. Najlepiej chciałabym nie obudzić się, natomiast powstać w tym innym świecie, po tej drugiej stronie. Niektórzy mówią, że ponoć jest i tam lepiej, że łatwiej, ale czy my beznadziejne, niskie istoty mamy tę pewność.? Czy pytania filozoficzne zamienią się na ważne i interesujące odpowiedzi.? Nie mam pewności, dzień po dniu tracę nadzieję. Tracę siebie. Czuję, iż jestem na półmartwa. Jak się z tym czuję.? Koszmarnie. Nieważna, beznadziejna, i zbędna dziewczynka, która straciła swą miłość..Ból nie był już jedynie psychiczny, od wczoraj i fizyczny. Moje ręce były pełne zaschniętej krwi, tak samo jak i mały odcinek podłogi. Było mi nie dobrze, głowa pękała od samego patrzenia na ścianę. Z ledwością się podniosłam. Zaczęłam wolno, jakby ktoś sparaliżowany sprzątać. Nie miałam ochoty na nic. Obmyłam swą rękę i jeszcze raz spojrzałam na to co uczyniłam. Nie mam pojęcia czemu, nie mam pojęcia dlaczego, ale uśmiechnęłam się sama do siebie, a równocześnie poczułam smutek.. W apteczce znalazłam czysty kawałek bandażu, obwinęłam sobie nadgarstek, a na to założyłam masę bransoletek. Przed wykąpałam się i ubrałam w coś czystego. Zeszłam na dół, na sofie siedział Jeydon tuląc Danię. W mych oczach pojawiły się łzy, tak bardzo pragnęłam być silną, zapomnieć, i zakochać się na nowo. Ale wiem, jestem pewna, iż o Eduardo nie zapomnę nigdy, zawsze zostanie w mym sercu. Nie ma znaczenia czy jest obok, czy też nie. Moja miłość nie minie. I mimo, że strasznie mi go brakuje zaczynam wiele rozumieć. Widzę jakiż to świat jest okrutny, jak wznoszę się i upadam, a potem nie potrafię naprawić swych błędów.
Kierując się do drzwi Dania zatrzymała mnie. Byłam zdumiona jej zachowaniem. Była przyjaciółka mocno mnie przytuliła, a z jej ust wydobyły się słowa ``Wszystko będzie w porządku``. Tak też chciałabym by było, ale nie chcę się łudzić.
-Nie, nie będzie.-odpowiedziałam szepcząc.
-Zobaczysz, wszystko się ułoży. Wszystko będzie jak dawniej.
-Davne..nic już nie będzie jak dawniej. Wszystko się skomplikowało. On..on był moim jedynym oparciem rozumiesz.? To dla niego tylko i wyłącznie żyłam. A teraz..? Teraz już nie mam po co, dla kogo. Dlaczego mam się tak męczyć skoro i tak nie wyjdzie mi to na dobre.?
-Jeszcze się przekonasz. Mówię ci że się ułoży i tak będzie.
-Dzięki, ale ja nie jestem taka naiwna. Szczęście już dawno mnie opuściło. Rozstanie, choroba, strata jednego z braci, porwanie, zauroczenie, powrót do dawnej miłości, radość, wyjazd, igranie ze śmiercią, samobójstwo ukochanego. I czy ty uważasz, że mi jest łatwo.? Że ja o tym zapomnę i jutro wstając rano będę pełna szczęścia.?
-Nie miałam tego na myśli. Ale wiem, i jestem pewna, że przytrafi ci się to na co zasługujesz.
-Właśnie się przytrafiło. Idę się przejść, na razie.
-Lola..
Nie miałam ochoty słuchać jej optymistycznych kazań. Udałam się gdzieś do lasu. Wewnątrz niego, było słychać dużo hałasu nastolatków. Postanowiłam zobaczyć co się tam dzieje. Nowy skate park, to dodało mi otuchy patrząc na innych którzy mieli frajdę z przyjemności jazdy zrobiło mi się lepiej na sercu. Zaniedbałam jazdę, zaniedbałam wszystko. Strasznie się stęskniłam, postanowiłam, iż na nowo zacznę jeździć. Powrócę do przeszłości w połowie. Może to da mi więcej wytrwałości. Cofając się usłyszałam beznadziejne teksty chłopców, którzy byli pewni, iż nie umiem robić tego co oni. `Jeszcze się okaże` pomyślałam i udałam się do domu.

sobota, 12 marca 2011

Rozdział 26.. `In life there is no happy ending..`

Podróż trwała kilka dni. Nie wierzyłam, że dotrę do domu żywa bez jakichkolwiek obrażeń, a jednak. Zobaczyłam swoją ukochaną plażę, spojrzałam na miejsce gdzie najczęściej wraz z Eduardo przesiadywaliśmy i spoglądaliśmy na zachód słońca. Zrobiłabym wszystko by to wróciło, by moja miłość nadal żyła i była tuż obok. Bym była szczęśliwa bynajmniej na tę godzinę gdy jesteśmy razem. By wszystko było lepsze, piękniejsze a zarówno i trudne. Były upadki ale tak powinno właśnie być. Bo miłość jest trudna, nikt nie powiedział że ma być inaczej.
Wybiegłam z łodzi jako pierwsza. Od razu powędrowałam do tego miejsca, miejsca wspomnień. Chciałam przez chwilę poczuć się tak jakby wszystko było w porządku. Zamknęłam oczy i byłam już w innym świecie. Po niespełna 10 minutach udałam się do domu, lecz najpierw pożegnałam się z osobami poznanymi tam gdzie skończyło się szczęście, a zaczęła rozpacz.
Wchodząc do domu zobaczyłam zrozpaczoną matkę, a przy niej brata, który próbował ją uspokoić. Przez przypadek trzasnęłam drzwiami i weszłam do salonu. Ustałam na progu patrząc jak to zmieniło się wszystko po moim powrocie.
-Lola.! Skarbie, tak długo Cię nie było.Co się działo.?-mama rzuciła mi się na szyję, była zadowolona moim powrotem.
-Echh, to skomplikowane i trudne. Muszę się wykąpać i iść do rodziców Dudu, muszę ich o czymś powiadomić.- moje oczy znowu zaczynały stawać się przepełnione słonymi łzami. `Jak ja im to powiem.? Jak oznajmię kochającej się rodzinie, iż ich syn popełnił samobójstwo.?`. Po moich słowach Jeydon wstał z łóżka i zbliżył się do mnie.
-Co się stało z Eduardo.?!-zapytał poddenerwowany.
-On..on..-zaczęłam płakać, strasznie ciężko mi było o tym mówić. Usiadłam na podłogę i zalałam się łzami.
-Co do cholery.?!
-Odebrał sobie życie.!
Zapadła cisza, ja otrząsnąwszy się poszłam do siebie. Wzięłam kompiel i ubrałam się w czyste ciuchy. Następnie tak jak postanowiłam, poszłam do rodziców ukochanego. Strasznie się bałam, tak bardzo byłam przerażona ich reakcją. Nie chciałam by musieli przeżywać to co ja. Ale inaczej się nie dało. Podeszłam do drzwi i wahając się zapukałam. Otworzyła mi pełna radości i miłości kobieta.
-Dzień dobry..
-Witaj kochanie, już wróciliście z podróży.? Gdzie Eduardo.?
-Chciałabym właśnie o tym z panią porozmawiać.
-Zapraszam do środka.-mina kobiety stała się poważna, jak gdyby coś podejrzewała.
-Czy jest pański mąż.?
-Oczywiście już go wołam.
-Maat, skarbie chodź na chwilkę.!
-Coś się stało.?
-Ten młody człowiek chcę z nami porozmawiać.
-No dobrze, siądźmy.
-A więc, państwo Burger nie wiem jak do tego się zabrać. To cholernie trudne, nie chcę państwa zranić, ale i tak wiem że to zrobię nie umyślnie. Te słowa będą bolesne, i zapewne dla was nie przewidywalne.-nie potrafiłam im tego powiedzieć, znowu zaczęłam zanosić się płaczem.-pański syn..on..on..odebrał sobie życie, popełnił samobójstwo..
-Jak to.?! Przecież, to na..nasz kochany sy-nek on nie mógł, nie zrobiłby te..-jego matka była roztrzęsiona..
-Niestety, jest mi przykro ja sama nie potrafię sobie wytłumaczyć dlaczego opuścił osoby które go kochają..
-Dziękuję za informację.
-To lepiej już pójdę, przepraszam, że przynoszę złe wieści. Jest mi przykro.
Przed powrotem do domu poszłam do sklepu. Kupiłam dwie żyletki i jedną wódkę. Tak wiem, to nie dojrzałe, to nie prawidłowe się tak zachowywać ale czy ja mam coś jeszcze ciekawego do roboty na tej ziemi.? Czy jestem komuś potrzebna.? Nie sądzę. Wydaje mi się iż lepiej sobie coś zrobić, a najlepiej to co Ed i spotkać się z nim po tej drugiej stronie. Chociaż już niedługo, w końcu jestem chora na hiv.
W domu, poszłam do łazienki i usiadłam tuż obok wanny. Skuliłam nogi, otworzyłam alkohol, i wyjęłam zakupioną żyletkę z kieszeni. Na początku napiłam się trochę czegoś obrzydliwego. Później zaś zaczęłam się krzywdzić. Zrobiłam jedną kreskę, a z rany leciało niesamowicie dużo krwi. Następnie zaś zaczęłam pić procenty do czasu gdy nie straciłam świadomości i zasnęłam..

niedziela, 6 marca 2011

Rozdział 25. `Czy Ty wiesz jak Cię kocham.?`.

To było dziwne, przerażające, i skomplikowane. Eduardo wisiał na drzewie. Powiesił się. Zaczęłam krzyczeć i płakać, nie wytrzymałam i upadłam na ziemię. Po czym się podniosłam i zalana łzami podbiegłam do trupa. Zdjęłam go, zajęło mi to trochę czasu, ale zrobiłam to. Zaczęłam szarpać jego zwłoki, chciałam żeby to był tylko sen. Miałam nadzieję, że to nie rzeczywistość. Pełna strachu pobiegłam po kogoś by mi oznajmił, iż on żyje. Że osoba, którą kocham jest żywa, i pełna radości czeka na mnie. Jednak moje marzenia były zbędne, usłyszałam `przykro mi`, a nastąpił koniec nas, koniec jego, i czułam że zarazem mój. Przytuliłam się do zwłok ukochanego, jakby to miało jakieś znaczenie, jakby miało mi to w czymś pomóc. Wciąż płakałam, chciałam umrzeć przy nim, nie zniosę takiego rozstania. Dlaczego on to zrobił.?! Nie byłam dla niego najważniejsza.? Nawet się ze mną nie pożegnał lecz odszedł na zawsze. Tak nie zapowiedzianie. Leżałam przy nim sporo czasu, aż przyszła po mnie Eliz. Skłoniła do opuszczenia martwej cząsteczki mnie, i by pochować go jak się należy. Musiałam to zrobić tak więc wstałam i gdy chciałam już się odwrócić zobaczyłam kartkę wystającą z kieszeni Eda. Wyjęłam ją i dopiero wtedy byłam skłonna iść na przód. Było to dla mnie trudne. Każdy sądził, iż zna to uczucie, że wie co czuję. A prawda jest inna, nie wyobrażali sobie nawet jaki ból przechodzę.
Postanowiłam odczytać to co pisało na skrawku papieru, w miejscu gdzie uwielbiał przesiadywać.
Wzięłam głęboki wdech i przeszłam do rzeczy.

Kochanie, piszę do Ciebie ten list z miłości. Przeczytasz go dopiero po mej śmierci.
Chciałbym byś wybaczyła mi to co uczyniłem, by każdy wybaczył.
Ale musiałem to zrobić, pewnie zadajesz sobie pytanie dlaczego.?
Powiem szczerze, że to przez życie. Nie powinienem się do tego posuwać, ale nikt nie dał mi wyboru. Byłaś dla mnie jedyną i najważniejszą osobą na świecie.
Mimo, że teraz mnie przy Tobie nie ma, ja wciąż czuwam.
Wiem, że pokochasz kogoś innego, bardziej ode mnie, oraz mam taką nadzieję.
Zawsze pragnąłem Twego szczęścia i teraz go zaznasz.

Kochałem, Kocham i będę Kochał..
Eduardo.<3

Znowu zalałam się łzami. On sobie chyba nie wyobraża jakim uczuciem darzyłam jego osobę. Jak bardzo go pragnęłam. Gdy był tuż obok tęskniłam, iż wiedziałam, że zaraz się rozstaniemy. Nie potrafię teraz tak żyć, nie umiem już nawet marzyć.. Nie wierzę w to by kogoś pokochać mocniej od niego. Nie wierzę również, że ktoś tak mnie pokocha. Nie zamierzam się łudzić. Wstałam i pobiegłam przed siebie.
Minęły dwa dni, nie obchodziło mnie nic, nie sprawdzałam jak wychodzi budowa łodzi, ani nawet jaka jest atmosfera pracy. Zamknęłam się w sobie i pozostałam samotna. Ale czułam, że muszę się za siebie wziąć, chodź nie potrafiłam. Wstałam i przeszłam się po wyspie. Przy brzegu oceanu stała piękna praca mężczyzn. Od razu do niej podbiegłam..Na jej pokładzie byli już wszyscy. Gdy weszłam do środka odpłynęliśmy..

sobota, 5 marca 2011

Rozdział 24.`Dla mnie nie jesteś jedyną osobą na Ziemi, ale wiedz, że dla niego tak..`

Może i moje przeczucia nie były słuszne. Ale wydawać się być mogło, iż jest w ciąży. To w jaki sposób siedzi, jej ruchy. Wskazywało to, na nowe życie. Często głaskała się po brzuchu. Wiele razy gdy byłam młodsza, a spotkałam się z taką sytuacją, pytałam mamę dlaczego tak się dzieje. Dlaczego tak, a nie inaczej.? W czym może to pomóc maleństwu.? Miałam wiele pytań, co dnia zasypywałam nimi rodzinę. A odpowiedzi były krótkie i zwięzłe. Jeżeli chodzi o ten czyn, kobiety w ciąży, robią tak ponieważ jest to ich odruch. Czuwają nad dzieckiem, a ich instynkt mówi, iż wszystko będzie dobrze.
Postanowiłam pomóc, tej dziewczynie mimo, iż ciągle powtarzała, że da sobie radę. Tak, nie wątpię, że nie da, ponieważ musi. Inaczej bym tego nie określiła. Wszyscy damy bo musimy.
Zbliżyłam się do nastolatki i usiadłam tuż obok. Ona zaś spojrzała na mnie jakby było to coś dziwnego i powoli przesunęła się ku oceanowi. Nie wiem dlaczego tak zachowywała się. Nie wiem czemu to robiła, ale chyba nie miała zbyt pięknego życia.
-Cześć..-zaczęłam, mając nadzieję, iż ona się odezwie.
-Ehe..
-Słuchaj czemu tu tak siedzisz, czemu nie chcesz poznać innych ludzi.?
-A co cię to obchodzi.?
-Powinnam powiedzieć, że nic..bo tak by należało. Ale obchodzi..
-Ale po co.? Dlaczego.? Ja nikogo nie obchodzę..
-Mylisz się. Jesteś kimś ważnym, tylko musisz się wziąć w garść.
-Ja.? Ja nie potrafię..moje życie jest żałosne, wszystko w nim również.
-Co takiego się stało, że twoje nastawienie do życia jest strasznie niskie.?
-To..-spojrzała na swoje brzucho.
-Rozumiem a ile masz lat.?
-17..wiesz nie mogę powiedzieć, iż to dziecko jest czymś dla mnie ohydnym, tylko, że to co się stało takie jest.
-A co się wydarzyło, jeżeli łatwo jest ci o tym mówić.
-W porządku. Więc, miałam chłopaka, byliśmy ze sobą rok czasu, i bardzo się kochaliśmy. Pewnego wieczoru poszliśmy na imprezę, w skutek wypicia dużej ilości alkoholu, stało się. W tej podróży zginął.
-Rozumiem, że jest to dla ciebie coś ciężkiego, trudnego. Ale jeżeli nie postarasz się to będzie tylko gorzej, a na pewno chcesz by było lepiej.
-Nie mylisz się. A tak po za tym jak masz na imię.
-Lola, trochę dziwnie, ale idzie się przyzwyczaić. A ty.?
-Elizabet.-na twarzy dziewczyny za widniał uśmiech..

Wstałam z ziemi, pomagając przy tym Eli, która również się unosiła. Postanowiłam, że pozna wszystkich rozbitków. Nie sądziłam, iż to tak łatwo pójdzie. Po paru minutach poszłam szukać Eduardo. Ostatnio mało czasu ze sobą spędzaliśmy..Było zbyt dużo pracy, największą to budowa łodzi. Szłam wciąż na prost i w końcu go znalazłam, na ten widok co zobaczyłam myślałam, że zwariuję..