niedziela, 26 grudnia 2010

Info.;D

Piszę coś nowego, nie wiem czy wyjdzie czy też nie. Ale jeżeli jest ktoś chętny to zapraszam do czytania. Wiem, że to "My life.." nie wyszło zbytnio ale pierwszy raz napisałam tyle rozdziałów. To jest dla mnie cud..xD
Więc zapraszam kochani.;P
http://onlyone-wish.blogspot.com/

środa, 22 grudnia 2010

21 rozdział..koniec..

..Do naszego pokoju wszedł Tarner zaczął krzyczeć podniósł najpierw mnie z łóżka i uderzył a następnie zrobił to samo z Niko tyle, że dwa razy mocniej. Przerażona płakałam. Mężczyzna wyszedł, a ja od razu pobiegłam do chłopaka. Musiało to niezmiernie boleć. W kieszeni poczułam jakąś wibrację. Okazało się iż mam telefon komórkowy. ``Jak mogłam być tak głupia``. Pisało mama. Napisałam do tej kobiety sms-a. Mniej więcej o całej tej sytuacji. Doszło. Chciałam wybrać numer na policję dyktowany przez Nikodema ale rozładowała się bateria. W jednej chwili przypomniało mi się dużo rzeczy. Lecz tylko jeden widok był w mojej głowie. Pewien wypadek. Wielokrotnie pytałam o niego chłopaka ale ten nic nie wiedział.
Po paru tygodniach ciężkiej pracy, porywacze udali się na jakieś spotkanie. A do naszego pokoju wszedł chłopak w kapturze. Patrzył w ziemię, a następnie zdjął go z głowy. Ten widok totalnie mnie zamurował. Znowu zobaczyłam ten wypadek samochodowy. Tym razem wiele więcej. Odtworzyła mi się przeszłość. Uratowałam jednego chłopaka a ten..on..ja go zostawiłam. To nie możliwe. Tyler tak to on. Umarł na moich oczach a teraz się zjawia.? To nie normalne. Czułam się jak gdybym zwariowała. Sądziłam, iż to tylko sen lub dziwne urojenia. Rzeczywistość była inna. To właśnie on dzwonił i życzył mi udanej śmierci. Teraz to ma sens. Groźba, choroba i porwanie. Co dalej.? Śmierć.? Czy męczarnia do końca życia.? Zaczęłam płakać jak jakaś idiotka. On się uśmiechnął i powiedział, że będę tu gnić. Dosłowne jego słowa. Dodał, iż Nikodem jest im nie potrzebny dlatego mogą go wypuścić..w zamian za ciszę. Ten nie zgodził się.
-Niko, proszę nie marnuj sobie tak życia. Idź, bądź wolny, błagam.-musiałam coś na to poradzić.
-Nie Lola. Zostanę przy tobie..chociaż nie wiem czy to jest warte.
-Co proszę.?
-Spójrz gdzie my jesteśmy.
-Tak miało być rozumiesz. Ja go nie zdołałam ocalić. Dziwnym trafem żyje. To teraz się zemści.
-Zemści się na nas.
-Nie, na mnie. Proszę idź. Będę pamiętać o tobie zawsze. Żegnaj.
-Ale..
-Żegnaj.
Łzy napłynęły mi do oczu. Pocałowałam go. A Tyler wyprowadził zakładając przy tym chustkę na oczy. By nic nie widział. Gdy odwiózł moje jedyne wsparcie. Zaczął mieć do mnie wyrzuty. Krzyczał. Mówił coś o porwaniu jeszcze jednej osoby.
-Tak, kochana siostrzyczko. Jeszcze powinienem porwać go.
-Kogo.?
-Eduardo.
-Nie znam takiej osoby.
-Nie udawaj.!
-Nic nie pamiętam dosłownie.
-Hmm..powinienem to zrobić. Ale w końcu to twoja miłość.
-Tak.? Ja kocham Nikodema.
-Przestań.
-To zrób jak chcesz. Ja nikogo nie znam o tymi imieniu.
-A to zdjęcie ci coś mówi.?
Z kieszeni wyjął fotografię tego chłopaka. Faktycznie. Przypomniało mi się. To on pomagał mi uratować jednego kolesia z rozbitego samochodu. Przeżywaliśmy ze sobą ciekawe ale i bolesne chwile. Po kilku minutach milczenia. Ze szklistymi oczami zaczęłam mówić.
-Już sobie przypominam. Nie rób mu nic.
-Właśnie tego się obawiałem, że będziesz mnie zatrzymywać.
-I co w związku z tym.?
-Jednak to zrobię. Zdechniecie tu razem.!
Wyszedł trzaskając drzwiami. Znowu się rozbeczałam. Było mi bardzo słabo. W pewnej chwili do okna sypialni ktoś zapukał. Szybko podbiegłam. Był to on. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pierwsze to, że tu przyjechał. Drugie jak trafił w to miejsce. A trzecie, iż nie było psów. To była w teraźniejszości moja nadzieja. Wyszłam i uciekliśmy. Chłopak zaczął mi opowiadać jak tam trafił i dlaczego to zrobił. Największą uwagę przywiązałam do słów takich jak `Kocham cię`. Osłupiałam. Jechaliśmy sporo czasu. Eduardo odwiózł mnie do domu bym mogła opowiedzieć o wszystkim mamie i bracie. Którego ponoć mam. Tak więc zrobiłam. Gdy wieczorem wyszłam na dwór Ed miał dla mnie prezent. Były to dwa bilety do Meksyku. Z samego rana tam wyruszyliśmy. Płynęliśmy promem. I to tam zorientowałam się iż on jest tą częścią mnie. Tą drugą połową serca, której było mi tak brak. Niesłychanie się cieszyłam z tej podróży. Do czasu gdy w pewnej chwili kapitan nie zaczął nadawać komunikat o jakiś problemach technicznych. Sądząc, że to nic poważnego radowałam się chwilami spędzonymi z tym chłopakiem. W pewnej chwili poczułam, iż się przechylamy. `Statek tonie`.!! Słyszałam przebiegających obok mnie ludzi. Wtuliłam się w ukochanego wyszeptując `Jesteś moim życiem, kocham cię`..

_______________________________________
Koniec .
Wiem mało tych rozdziałów.
Ale ja jak mam coś robić to do końca i dobrze.
Może napiszę coś innego. Ale będzie mi ciężko, bo chcę najpierw mieć jakiś pomysł a nast. wymyślać resztę.
Wydaje mi się iż całkiem nieźle mi to wyszło..hmm..dobra mniejsza o większość.
Dziękuję tym co są i co byli. A wiadomo [..] tych co zostawili.
KOCHAM WAS.;**

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Wybaczcie..;(

Chciałam was przeprosić za opóźnienie z rozdziałem.
Prawda jest taka, że komputer mam zepsuty, i brak pomysłów.
Dużo nauki bo złe oceny mam strasznie.
W święta dodam..raczej..
Sorka.;***

sobota, 11 grudnia 2010

20 rozdział.

Jakimś dziwnym trafem nie obudziłam się w szpitalu. Czy to normalne.? Osoba potrącona przez auto trafia tam gdzie nie powinna. Coś jakby porwanie. Nie wiedziałam gdzie jestem. Byłam zamknięta w jednym z pomieszczeń małego domku, zobaczyłam w nim też chłopaka. Kompletnie nie wiedziałam kim on jest. Lecz po chwili milczenia zorientował się że nie śpię i podbiegł do mnie. Zaczął coś mówić, że cieszy się z mojej pobudki. Robiłam koszmarne miny co zauważył. Siedziałam bez ruchu nie odzywając się. Ale nieznajomy wciąż coś mówił. W końcu zatrzymał się i spojrzał podejrzliwie na mnie.
-Lola.-zaczął stłumionym głosem.
-Jaka Lola.?-zastanawiałam się co on gada. Jaka Lola do cholery.? Czyżbym była to ja.? Nie możliwe, a jednak.? Miałam pustkę w głowie prócz wczorajszego wieczoru.
-Czy dobrze się czujesz.?
-Kim ty jesteś.?
-Skarbie to ja Nikodem.
-Nie znam cię, odejdź.
-Cholera, straciłaś pamięć. Porwali nas..
-Kto.?
-Jacyś obcy ludzie. Kochanie ja jestem twoim chłopakiem, wczoraj spacerowaliśmy i wpadłaś pod samochód.
-Nie przypominam sobie. Mam totalną pustkę w głowie.
-Nie przejmuj się, amnezja powinna po jakimś czasie ustąpić.
-Dobrze. Boję się tu być.
Nikodem, mocno mnie przytulił. Jestem jego dziewczyną.? Czy to prawda.? On jest śliczny ale wydaje, mi się że nie jest jedyną osobą w moim sercu. Strasznie bolała mnie głowa. Więc położyłam się. Niestety na marne. Do pokoju gdzie jesteśmy przetrzymywani wszedł jakiś tajemniczy mężczyzna. Wziął mnie za rękę i powiedział, że mam iść za nim, bo inaczej nie będzie miło. Wypełniłam polecenie. Przedstawił mi się idąc w kierunku jakiegoś pomieszczenia. Nazywa się Tarner i mieszka tu ze swoją żoną, która zwie się Marina. Są samotni. Nie mają rodziny a ich sprzątaczki uciekły stąd sami zaś nie umieją sprzątać. Odżywiają się jedynie suchym chlebem. Nie dlatego, że ich nie stań, lecz dlatego, że nie umieją nic robić. Są bez radni.
-Spadliście nam jak z nieba hahaha.-śmiał się Tarner, szczerze nie miałam pojęcia co od nas chce.
Weszliśmy do łazienki była strasznie brudna, to był koszmarny wygląd. Dom praktycznie był piękny ale wszystko zmieniało go tymi śmieciami. Naprawdę te osoby nie umieją nic. Zastanawiało mnie jedynie skąd mają pieniądze skoro są tacy leniwi. Tarner pchnął mnie przed siebie. Upadłam. Rozkazał sprzątać to pomieszczenie i nie marudzić. Bałam się go. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wzięłam wszystko co było przeznaczone do oczyszczenia tego syfu i zaczęłam pracę. Zajęło mi to sporo czasu. Koszmarnie się czułam. Marina zobaczywszy moją bladą twarz kazała iść do pokoju i odpocząć, ale jej partner zrobił z tego ogromną awanturę. Po czym przyszedł zobaczyć co się dzieje i wziął Nikodema oznajmując, iż on wykona dodatkowo moją pracę. Znowu zaczął się śmiać. Szybko zerwałam się z łóżka i wzięłam się do wykonania pracy nie chciałam obciążać niczym mojego chłopaka. Gdy zrobiłam wszystko co należało położyłam się na łóżko płacząc w poduszkę. Wkrótce przyszedł i Niko mocno mnie objął i powiedział,że nie da zrobić mi krzywdy. Na mojej twarzy zawitała jakaś mała iskierka nadziei..
W nocy gdy wszyscy spali postanowiliśmy uciec. Wyskoczyliśmy przez okno ale tam zaatakowały nas psy, które były bardzo groźne. Na szczęście zdążyliśmy wejść do środka. Przy tym widoku miałam jakąś wizję.? Widziałam w niej małe dwa psiaki rasy beagle. Usiadłam na podłodze pod oknem. Po chwili usłyszałam tupot nóg osoby idącej do naszego pokoju. Krzyczała, że nas zabije. Był to Tarner, mocno uścisnęłam Nikodema i patrzyłam na drzwi..

piątek, 10 grudnia 2010

19 rozdział..

Nie chciałam nikogo zranić tym co robię. Ale jak się okazało Eduardo wie o wszystkim. O tym co się tu działo. Skąd to wiem.? Mój kochany braciszek miał do mnie pretensje, iż byłam zakochana w jego przyjacielu na tyle by rzucić wszystko, a teraz łamiem mu serce. Wspomnienia wróciły. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham tego chłopaka, ponieważ było by to totalne i beznadziejne kłamstwo. Jednak on jest flirciarzem, może mieć jeszcze nie jedną dziewczynę. Możliwe, iż sobie to wmawiam, ale ja potrzebuję jakiejś osoby, która będzie przy mnie. Taka przy, której będę pewna tej miłości. Nikodem, tak go również kocham. To trudne i wręcz nie dorzeczne by kochać dwóch wspaniałych mężczyzn. Co będzie gdy któregoś dnia poproszą mnie o dokonanie wyboru.? Zamyśliłam się. W końcu skończyłam się zamartwiać i pomyślałam o czymś miłym. Właśnie się wybieram z Niko do wesołego miasteczka, by się rozerwać przed jutrzejszym pogrzebem i szczerą rozmową z Danią.
-Hej, jak się masz.?-zapytał chłopak. Nawet nie sądziłam, że jest za mną.
-W porządku, więc idziemy.?
-Jasne.
Złapaliśmy się za ręce i jak dzieci w przedszkolu podążyliśmy na miejsce gdzie było wszystko zaplanowane. Świetnie się tam bawiłam, byłam promienna co w ostatnich dniach mało się zdarzało. Na początek korzystaliśmy z karuzel które były na ogół wolne. Więc zobaczywszy karuzelę extreme od razu zaciągnęłam na nią Nikodema. Dokładnie to nie wiem jak ona się nazywała ale była straszna. Każda osoba na niej krzyczała. Sprzęt poruszał się w górę po czym robił okrąg i zlatywała w dół jak gdyby traciła panowanie nad sobą.
Gdy wrcaliśmy do domu zauważyłam połączenia nieodebrane od Eduardo. Oddzwoniłam ale niestety nie odebrał on zaś jakaś dziewczyna. Mówiła coś w tym stylu:
-Hej, nie dzwoń kotek więcej, bo to nie ma sensu.
Po czym odłożyła telefon bez rozłączenia się. Wysłuchiwałam wszystkiego co stamtąd dochodziło i nie spodobało mi się to. Zachowywali się jakby każda obecna osoba w tamtym miejscu była naćpana. Było dużo krzyków i śmiechów. Nie mogąc słuchać tego lekceważenia, rozłączyłam się. Powstrzymałam wszystkie emocje by chłopak nic nie podejrzewał. Ale gdy tylko wróciłam do domu, rzuciłam się na łóżko i łzy leciały mi bardzo szybko.
Następnego dnia wstałam bardzo szybko, to dzień pogrzebu i spotkania z ważną mi osobą od paru tygodni. Gdy dojechaliśmy na miejsce ta przykra sytuacja, która była na pierwszym miejscu uroniła łzy. Łzy nie szczęścia lecz jak zwykle łzy bólu i smutku, który występował w moim życiu jak coś czego nie może zabraknąć. To było dołujące. Po ceremonii pojechałam do Dani, bardzo się za nią stęskniłam i dobrze ją znałam dlatego od razu zauważyłam, że coś nie gra.
-Cześć Lola, miło cię widzieć, bo musimy pogadać.
-No cześć. O czym.? Miałam nadzieję, iż wszystko mi opowiesz co się tu działo.
-Nic ciekawego cię nie ominęło to jest pewne.
-Więc o co chodzi.?
-Ja czuję, że się już nie przyjaźnimy..jesteśmy koleżankami.
-Czemu tak mówisz.?
-Bo wyjechałaś pojawiły się inni ludzie, a z nimi jeszcze inni.
-Mojego brata też tak wyrolowałaś.?
-Co.? Nie, kocham Jeydona.
-Ale ze mną się nie chcesz przyjaźnić.? Dobrze wiedzieć, więc nie ma po co tu wracać.
-Zaczekaj, przepraszam.
Nie chciałam tego słuchać. Po prostu wybiegłam stamtąd jak najszybciej się dało. Przy tym potrąciwszy starszą panią, która nieźle się wściekła.
Weszłam do starego domu, to w nim wszystko było związane z bólem. To tu działy się te przedziwne rzeczy. Lecz to tu właśnie wierzyłam, że przyjaźń istnieje. Przywitałam się z ojcem, który miał również inną kobietę. To ona zastąpiła mu moją mamę i zapełniła pustkę. Była bardzo miła, więc od razu wiedziałam, iż ją polubię. Następnie poszłam do pokoju by zobaczyć co się tam dzieje. Nic nie zostało zmienione, ojciec stwierdził, że bez mojej zgody nie będzie niczego zmieniać. Natomiast chce, żeby jego obecna partnerka się wprowadziła dlatego też było by mu niezmiernie miło gdybym oddała pokój jej synowi. Zgodziłam się bez żadnego zastanowienia. Oboje obiecali mi że poznam go gdy nadejdzie pora. Ucieszyłam się i pożegnawszy oznajmiłam mamie, że chcę wracać. Gdy już dotarliśmy pobiegłam do pokoju by sprawdzić co z moim czworonożnym kolegą. Właśnie to w tej chwili zrozumiałam, iż tak właściwie człowiek jest tylko zamianą, czymś co może ranić i zdradzić a zwierze.? Ono zawsze będzie cię kochać i nie zostawi w takiej sytuacji.
Niestety praktycznie straciłam brata, ponieważ ten został u ojca. Postanowił tam zamieszkać na zawsze, dla Dani. Z jednej strony to się cieszyłam bynajmniej jego życie jest porządne. Kładąc się spać usłyszałam jak ktoś wali kamykami w moje okno. Wyjrzałam przez nie i spostrzegłam Nikodema, od razu do niego zeszłam. Udaliśmy się na spacer. Gdy przechodziliśmy przez ulicę przy lesie on zatrzymał się ja natomiast nie wiedząc o tym szłam przed siebie. W jednej chwili zauważyłam światła, które jechały wprost na mnie oraz słyszałam krzyki Nikodema było to "Nieee" ja tylko spojrzałam w jego stronę. Biegł do mnie ale było za późno..

sobota, 4 grudnia 2010

18 rozdział..

Co mnie najbardziej zastanawiało w obecnej chwili.? Chyba, to że nie skończyłam tego pocałunku. Tylko dałam się porwać chwili. Nikodem daje mi wiele szczęścia. Ale co z Eduardo.? Co z moim chłopakiem. No tak skończyłam i z tym związkiem. Były powody dla których właśnie tak to się potoczyło. Ale czy to znaczy, że on mnie nie kocha.? Trudne pytanie. W swoim życiu tylko takie umiałam zadawać. Nie jedna osoba sobie teraz myśli "Ta dziewczyna ma zarąbiste życie, oraz powodzenie" rzeczywistość jest inna. Choroba. Ojciec pijak. Brak miłości. Drugiej połówki, która obieca mi świetlaną przyszłość. Nie mogłam i tego doczekać. Czy proszę o tak wiele.? Z całą pewnością nie. Dziś postanowiłam się ogarnąć i zapomnieć o wszystkich problemach. Liczyło się tu i teraz. Umówiłam się z Niko by pospacerować ze swoimi pupilami. O godzinie `14` wyszłam z domu. Z chłopakiem spotkałam się przy jego domu. Dużo rozmawialiśmy co spowodowało, że zapomniałam o tym co nie miłe. Sprawiło to, chwile, w których jeszcze byłam wyluzowaną i pełną życia 16-sto latką. To nie wiarygodne co choroba robi z człowiekiem. Zmienia go na dobre. Bez żadnych skrupułów..
W pogawędce znowu zadzwonił do mnie telefon. ``Chyba go wyrzucę.!``
Dzwonili ze szpitala. Zrobiłam wielkie oczy i odebrałam.
#rozmowa#
-Tak słucham.?
-Czy mam przyjemność z Lolą Beth.?
-Tak.
-Witam, jestem House, lekarz pobliskiego szpitala. Dzwonię by panią poinformować o dość nie przyjemnej sytuacji. Dziś Luke Pas zmarł. Zadzwoniłem akurat do pani, iż był to ostatnio wybierany numer jak i zresztą najczęściej. Proszę o zawiadomienie chłopaka rodziny.
-Zaraz, zaraz. Umarł na tę..chorobę.? Panie doktorze ja nie znam rodziny zmarłego niestety nie pomogę.
-Więc proszę wybaczyć. Do widzenia.

Rozłączył się. A ja usiadłam na ziemię i byłam niedostępna przez parę minut. W końcu Niko zareagował. Nie wiedział co mi jest i dlaczego akurat tak się zachowuję. Zapytał mnie w najmniej oczekiwanej chwili:
-Co się stało.?
-Mój kolega zmarł. Był chory na to co ja.
-To znaczy.?
-AIDS.!
-Cholera.! Lola ja zrobię wszystko być była zdrowa.
-Nie da się nic zrobić. I dlaczego ci tak zależy.?
-Ok, dusiłem to w sobie o paru dni, ale..
-Smilee, wracaj.!!

Nie dałam mu dokończyć, iż mój pies jakimś cudem się zerwał i zaczął biec w kierunku lasu. Złapał go jakiś chłopak. Bardzo się ucieszyłam do czasu gdy nie zorientowałam, się że to Dudu. Wziął go na ręce i niósł w moją stronę. Jego twarz pryskała gniewem.
-Co ty tu robisz.?-spokojnie zapytałam, biorąc psa.
-Nie podziękujesz mi.? Dobra, musimy porozmawiać.
-Mów.
-Przy nim.? I kto to w ogóle jest.?
-Przyjaciel.
-Ach..i to od niego masz futrzaka.?
-Nie ważne, mów co chcesz..
-Na osobności.
-Spoko koleś już sobie idę, wyluzuj. Pa Lola później dokończymy..
-Pa.
-Kocham cię, czy to tak mało.?
-Nie, ale nie jestem tego pewna te twoje słowa.
-One nic nie znaczą.
-Ale to bolało.! Zrozum.!
-To nie moja wina.
-Więc czyja.?
-Dziś się dowiedziałem, że w soku, który piłem była heroina..
-Ćpasz.?
-Nie.! Ktoś mi to wrzucił.
-Dobre wytłumaczenie. Muszę iść do domu.
-Wysłuchaj mnie.
-Muszę iść.

Już się odwróciłam i chciałam biec, ale on złapał mnie za rękę, która była pokaleczona. Wydusiłam z siebie ``Ałaa``. Odwróciłam się, a Eduardo zaczął zdejmować mój opatrunek.
-Zostaw to.!
-Coś ty robiła.?
-Moja sprawa.
-Czemu to zrobiłaś.?
-Miałam swoje powody teraz idę..

Pobiegłam do domu. Zaniosłam psa do swojego pokoju i wyszłam na dwór. Moje myśli były teraz pochłonięte przyjaciółką. Nie mam z nią żadnych kontaktów. Bardzo mi jej brak. Bynajmniej by mi doradziła, pomogła. Niedługo pogrzeb Luke nie ma mowy bym nie poszła. Chodziłam sporo czasu po podwórku. ``Sama nie wiem co robić, Boże pomóż.`` To takie trudne. Usiadłam w zasadzie położyłam się na ziemię i spoglądałam w gwiazdy.
-Mieliśmy coś dokończyć no nie.?-usłyszałam Nikodema.
-Tak właśnie.
-A więc..ehm..Lola ja cię kocham. Gdybym mógł, oddał bym za ciebie życie. Albo i nawet zachorował na to co ty.
-Nie prawda. To nic fajnego.
-To jest miłość. Wiem, że ty do mnie nic nie czujesz. Ale ja do ciebie coś pięknego.
-Nikodem proszę daj mi wszystko poukładać. Ten Eduardo..ja nie wiem co teraz.
-I dlatego się przez niego cięłaś.?
-Nie zrozumiesz.
-Chcę zrozumieć. Daj mi się kochać.

To było takie dziwne. Chciałam, ale co jeżeli nie wyjdzie.? Kiwnęłam tylko głową..życie jest krótkie muszę zobaczyć i przekonać się co do miłości..

piątek, 3 grudnia 2010

17 rozdział..

Na ziemi leżały dwa małe psiaki..Były one same. Ktoś najwidoczniej je tu przyniósł, iż nie chciał mieć przyjaciół. Wzięłam je na ręce i zaproponowałam koledzy by wziąć szczeniaki. Ale najpierw psy musiały poczuć, iż my im pomożemy. Oboje wzięliśmy je do weterynarza, który je zaszczepił po czym oznajmił, iż są one zdrowe. Od dziecka chciałam mieć psa lecz ojciec był alergikiem dlatego nie było mowy o czworonogu.
Najpierw zadzwoniłam do mamy by się zgodziła na ten krok. Ona wesołym oznajmiła, że nią ma nic przeciwko. Uradowana kupiłam wszystko co było potrzebne dla tego zwierzęcia i pojechałam do domu. Drugiego wziął Niko, który zrobił to samo. W pokoju położyłam się na łóżko spoglądając na nowego członka rodziny.
-Hmm..jak by cię tu nazwać.?

Miałam problem z nadaniem imienia psu. Po chwili patrzenia wpadło mi coś do głowy.
-Smile..tak to jest to. Będziesz się nazywać Smile.

Zapewne nie jedna osoba zastanawia się dlaczego nazwałam go akurat tak. Dlaczego niby "Uśmiech".. Odpowiedź jest jedna. Psiak zjawił się w chwili gdy wszystko zostało stracone, wtedy powróciło szczęście na mojej twarzy.
W końcu udowodnił, iż jest tu przy mnie i głośno zaszczekał po czym próbował wskoczyć na łóżko. Niestety nie udawało mu się dlatego że jest zbyt mały. Pomogłam mu w tym i zaczęłam się z nim bawić. Następnie wybraliśmy się na krótki spacer. Świetnie się bawiłam..do czasu gdy nie zadzwonił do mnie telefon. Był to Eduardo. Nie odbierałam lecz po paru próbach zrobiłam to. W końcu musimy sobie wszystko wyjaśnić.

#rozmowa#
-Hallo.?
-No Lola nareszcie odebrałaś. Już się martwiłem.
-Nie potrzebnie.
-Wiesz, że cię kocham i zawsze będę się troszczyć.
-Nie.! Przestań.! Proszę..
-Co ja takiego zrobiłem.? Jesteś na mnie zła.?
-Ciebie to nie obchodzi.
-Jak to nie.? Co to za pomysły.? Czy coś się tam stało.? Ktoś ci coś powiedział.?
-Nie. Akurat twój głos odróżnić umiem.
-Ale co to ma do rzeczy.?
-Jeszcze się nie zorientowałeś.?
-Ale z czym.? Lola do cholery, nie trzymaj mnie w niepewności.
-Wczoraj na dyskotece..
-Co.?
-Nie przerywaj. Wiem co się tam działo.
-To znaczy co.?
-Byłeś pijany.?
-Ech, tak nic nie pamiętam..
-To najpierw się zastanów gdzie chodzisz. Ach no tak jesteś singlem..więc kazań ci nie muszę udzielać.
-Jak singlem.? Przecież jesteśmy ze sobą no nie.?
-Wczoraj przekonywałeś inne, że jesteś samotny. Mam tego dość. Bóg wie co tam się jeszcze stało..
-Przysięgam, że nic. Wybacz..
-Masz pewność..?
-Niestety..
-Właśnie, żegnaj.
Rozłączyłam się, a następnie udałam do domu. Pies był pełen życia to jeden plus. Zostawiłam go u siebie w pokoju. Wzięłam jakąś szmatkę i udałam się do łazienki. Wykąpałam się a trwało to sporo czasu. Następnie tak jak dzień przed usiadłam pod oknem. Wzięłam żyletkę i przejechałam sobie po ręce. Jeszcze wczoraj sądziłam, iż jest to ból do niezniesienia. Dziś spostrzegam to jako ucieczkę od problemów. Czy to się da naprawić.? Nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Teraz dawało mi to przyjemność. Gdy skończyłam wyrzuciłam brudne szmatki i zmieniłam sobie opatrunek. Po czym poszłam do pokoju. Psina czekała pod drzwiami, więc wzięłam go na dwór. Tam spotkałam Nikodema, siedział na ziemi spoglądając w niebo. Podeszłam do niego.
-Hej.-wstał od razu, witając się.
-Cześć, co tu robisz.?
-Rozmyślam, a ty.?
-Wyszłam z psem.
-Ach tak..
-Smile wracaj tu szybko.!!
-Smile.? Hmm..
-Tak.. A ty ja nazwałeś swojego.?
-Jeszcze jest bezimienny.
-Ajj..
-Nie mam pomysłu.
-Może jutro razem pomyślimy nad tym.?
-Ok.
-A teraz chodź..
-Gdzie.?
-Coś ci pokażę.
-Ale..ale..pies..
-Idź go zaprowadź do domu i zaraz wróć.

Tak zrobiłam. Byłam bardzo ciekawa co chce mi pokazać i gdzie idziemy. Przyszłam. Niko zasłonił mi oczy chustką, złapał za dłoń i prowadził w tajemnicze miejsce. Gdy dotarliśmy odsłonił mi je. To co przygotował było niezmiernie piękne. Łzy napłynęły mi do oczu. "Nie płacz Lola, nie teraz. To nie odpowiednie miejsce." Z trudem powstrzymałam się od płaczu. Mocno go przytuliłam. Ale to nie wszystko. Chłopak zaprowadził mnie bym usiadła sam też to zrobił. Następnie wziął gitarę i zaczął grać. Teraz już się wzruszyłam na dobre. Po moim policzku płynęły łzy.. Niko odłożył instrument i zaczął ocierać moje łzy.
-Słuchaj..nie chcę byś płakała. Robię to byś była szczęśliwa. I sprawia mi to frajdę.
-Nie wierzę ci..
-Co mam zrobić byś uwierzyła.?
-To ty powinieneś wiedzieć.

Nikodem po woli się do mnie zbliżył i zaczął całować..

czwartek, 2 grudnia 2010

16 rozdział..

Chodziliśmy bardzo długo. Okazało się, że Niko jest miły i uczy tańca jakim jest hip-hop. Świetnie się z nim bawiłam. Było dużo śmiechu.W pewnej chwili zadzwonił do mnie telefon. Był to Eduardo.

#rozmowa#
-Hej skarbie jak się masz.?
-Hej, dobrze.Tu jest pięknie.
-Aha, no u mnie też. A co teraz robisz.?
-Nic takiego, a ty.?
-Poznałem parę osób i wybieram się..
-Na impreze.?
-Tak, muszę się troche rozerwać. Chyba nie jesteś zła.?
-Nie, jasne że n-i-e..
-Cieszę się. A dobrze się czujesz.?
-Lepiej nie mogłam. Muszę kończyć pa.
-Pa..kocham c..

Rozłączyłam się. Idzie na dyskotekę z jakimiś nieznanymi mu osobami. Życie, życie, życie. Przeznaczenia nie oszukam więc gdy ktoś mu się spodoba będę musiała powiedzieć trudno. Tak naprawdę to będę szczęśliwa jeżeli zakocha się w kimś innym. Ja niedługo umrę, a on musi sobie ułożyć życie. Po policzku spłynęła mi łza.
-Czy coś się stało.?-Nikodem od razu zareagował.
-Mój chłopak idzie na dyskoteke..
-Nie martw się to tylko..
-Nie..nie tylko. To wiele znaczy. Zresztą kto by kochał osobę, która może w każdej chwili umrzeć.
-Jak to umrzeć.? Hmm..w końcu każdego przecież spotka śmierć.
-Ty nie rozumiesz. Jestem chora.
-Na co.?
-To już jest nie ważne.
-Dla mnie ważne.
-Nie powinno..
-Dobrze, nie będę nalegał.Chodź odprowadzę cię do domu, bo już się ciemno robi.
-Ok..
-A jutro zabiorę cię na konie. Troche sobie pojeździmy, co ty na to.?
-Zgadzam się.
-No to się cieszę..proszę dbaj o siebie.
-Postaram się.

Na pożegnanie Niko przytulił mnie. Weszłam do domu. Była miła atmosfera. Wszyscy siedzieli przy stole i kosztowali dania mamy. Przy tym rozmawiali, każdy był szczęśliwy. Pierwszy raz widzę moją rodzine, która się uśmiecha, jest szczęśliwa.
-Lola, siądź do stołu.-mama zawołała mnie bym coś zjadła.
-Dobrze już idę. Jak wam minął dzień.?
-Dobrze.
-Dzieci, a jak wam się tu podoba.-wtrącił mamy przyszły mąż.
-Jest wspaniale.-odpowiedziałam.
-Tak, właśnie.
-Nie sądziłam, że tu będzie tak pięknie.
-A ja nie sądziłem, że się wam spodoba. Myślałem, że będziecie siedzieć smutni w domu. A tu oboje dopiero wrócili.
-Właśnie, a gdzie byliście.?
-Byłam z nowo zapoznanym kolegą na spacerze. Pokazał mi okolicę. To syn sąsiada, ponoć przyjaźnisz się z nimi..
-A ja byłem w skateparku. Poznałem tam parę osób. Jutro też mnie nie będzie więc się nie martwcie.
-No dobrze.
-To ja pójdę do siebie.

W pokoju włączyłam laptopa, znowu miałam wiadomości od Patricka. Był taki miły, a te wiadomości były dzikie, zrobił na mnie ogromne wrażenie. "Ogarnij się Lola". Nie mogłam..ten głos w mojej głowie nie dawał mi spokoju. Nie chciałam..nic by to nie dało..po prostu skończyłam to wszystko. Zrozumiałam, iż to dziecinne i nie dojrzałe. Nie chciałam wiedzieć nawet jak on wygląda, nie obchodziło mnie to. Smętna wybrałam numer telefonu do swojego chłopaka. Nikt nie odbierał. W końcu się dodzwoniłam. O ile można to tak nazwać. Ktoś odebrał ale nie przyłożył słuchawki do ucha. Zaczęłam słyszeć jakieś głosy, niektóre z nich zrozumiałam, wyraźnie słyszałam w tym głos Dudu i jakiejś dziewczyny.
-Ach jakiś ty piękny..
-Nie tak jak ty.
-No nie przesadzaj. Masz dziewczynę.? Bo przeczuwam, iż nie.
-Aktualnie nie.
-Mmm..

Piip..pokryłam się łzami. Co to ma znaczyć.? Te jego słowa tak raniły. Nie wytrzymałam. Poszłam do łazienki, wzięłam żyletkę, która była głęboko schowana po czym przyłożyłam ją do ręki. Jednym końcem wbiłam ją w skórę, następnie zaczęłam po woli zaś z ogromnym bólem ją przesuwać. Krew leciała strasznie szybko. "Jeszcze dziś się nie zabiję. Chcę zasmakować życia". Jedna ręka była tak zakrwawiona, że widziałam tylko czerwień. Wzięłam pierwszy lepszy ręcznik i przyłożyłam go do ran. Ciągle leciały mi łzy. Raz to z bólu fizycznego, a raz zaś z bólu psychicznego. To było takie nienormalne. Zsunęłam się na ziemię w toalecie i niespodziewanie zasnęłam.Obudziły mnie promienie słoneczne i nie zaprzeczę też ból ręki. Wykąpałam się, po czym zaczęłam szukać bandażu. Owinąwszy sobie rękę, wszystko co było od mojej krwi poszłam spalić. Nie chcę by ktoś inny się zaraził. Z domu wyszłam jak najprędzej. Nikodem już na mnie czekał. Dużą uwagę przyciągnął do niego mój bandaż. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy dlatego też skłamałam, i szybko zmieniłam temat. Udaliśmy się na przejażdżkę po lesie. Ja wybrałam pięknego białego konia, który stał zazwyczaj samotnie. Zaś Niko czarnego, był on silny i pełen energii.
-Nie sądziłam, że spotkam tu kogoś..kogoś takiego jak ty.-przerwałam głuchą ciszę.
-Takiego jak ja.? To znaczy.?
-Wspaniałego, troskliwego przyjaciela.
-Szczerze to ja też się nie spodziewałem czegoś takiego.
-A jednak czasem można być happy.
-Trzeba tylko chcieć i w to wierzyć.
-Yhym..Popatrz coś tam jest.
-Faktycznie, chodźmy zobaczyć.

Oboje zeszliśmy z koni i udaliśmy się w stronę tajemniczych dźwięków. Odsłaniając gałęzie spostrzegliśmy naprawdę coś uroczego..